15 stycznia wojska radzieckie, wspierane przez polskie oddziały, ruszyły całym frontem na Warszawę i Königsberg. Już 19 stycznia miasto zostało oblężone. Był to bardzo mroźny dzień. Od północy wkroczyły wojska polskie — pojawiły się nawet na ulicach przy ogrodzie zoologicznym. Tam zginęło dwóch żołnierzy z Białegostoku.
Oddziały wycofały się, lecz wokół miasta zamknął się pierścień. Königsberg został uwięziony w kotle. Zapanowała panika. Zakłady stanęły, zapanowało bezprawie. Ludzie zostali bez pracy, bez środków do życia. Niemcy, chcąc ratować sytuację, przywieźli od wschodu kilka tysięcy owiec i koni, które skierowali do rzeźni, by wyżywić ludność.
Proroczy sen
Dnia 20 stycznia 1945 roku Jana odwiedziła jego dziewczyna Halina Jaworska oraz jego dobry znajomy — Hieronim Duszenko, zwany przez wszystkich Hirkiem. Hirek pochodził z Pomiechówka, niedaleko Warszawy, i miał zostać szwagrem Janka Witkowskiego, który także pracował z Janem u majstra. Obydwaj znali się z rodzinnych stron.
Hirek był człowiekiem nieprzeciętnym. Jeszcze przed wojną ukończył studia, biegle władał pięcioma językami i nieustannie się dokształcał. W Niemczech pracował w prywatnym warsztacie jako mechanik, gdzie cieszył się dobrą opinią zarówno wśród Niemców, jak i współtowarzyszy niedoli.
Wojna zbliżała się do swego przesilenia. Wojska polskie i radzieckie wzmacniały swoje pozycje, szykując się do ostatecznego szturmu na miasto. Niemcy w popłochu zbierali robotników przymusowych i zmuszali ich do budowy barykad na ulicach. Zakład majstra znajdował się na wschodnich peryferiach Königsberga, a do linii frontu było zaledwie trzy kilometry. Gdy wiał wschodni wiatr, w całym mieście słychać było rosyjskie i polskie komunikaty, a wraz z nimi wojskowe piosenki — raz radzieckie, raz polskie.
Naloty odbywały się niemal codziennie. Nie były to masowe bombardowania, lecz raczej uciążliwe, pojedyncze ataki — jakby mające za zadanie męczyć i nie dawać Niemcom chwili wytchnienia. Ta nieustanna blokada była w pewnym sensie gorsza niż otwarty front. Nikt nie wiedział, gdzie padnie bomba. Człowiek nie był pewien dnia ani godziny. Życie zależało od ślepego losu.
W trzecim tygodniu oblężenia Niemcy ogłosili, że wszyscy obcokrajowcy muszą się stawić w wyznaczonych punktach zbiorczych, gdzie zostaną zatrudnieni. Zarządzenie to objęło również Halinę i Hirka. Halina trafiła do wojskowej kuchni, gdzie wraz z czterema innymi Polkami gotowała jedzenie dla żołnierzy. Hirek wrócił do swojego warsztatu niedaleko dworca.
Pewnej nocy, w zimnym i ponurym mieszkaniu, Hirek opowiedział Janowi i Halinie swój dziwny sen. Śniło mu się, że znajdował się w warsztacie, a z jego butów odrywały się podeszwy — z lufki — aż w końcu stanął zupełnie boso. Gdy Halina usłyszała to opowiadanie, spoważniała i powiedziała:
— Hirek, kochany… To bardzo niedobry sen. Oby cię tylko nic złego nie spotkało… Żeby nie przyszło jakieś nieszczęście!
Byli już przyzwyczajeni do życia pod bombami, ale postanowili, że w razie nalotu będą trzymać się blisko siebie. Umówili się, że jeśli zaczną się bombardowania, oni przyjadą do Jana lub Jan z kolegami uda się do nich.
Pożegnali się serdecznie. Halina i Hirek podziękowali majstrowi za gościnę, za ciepło i ludzkie podejście w nieludzkich czasach. Rozstali się, nie przypuszczając, że to ich ostatnie wspólne chwile.
Śmierć przyjaciela
Następnej nocy, niespodziewanie, nad miastem rozległ się warkot radzieckich samolotów. Eskadra zbombardowała południową część Königsberga i główny dworzec.
Rano, jeszcze zanim zabrali się do pracy, Jan z niepokojem wyglądał Hirka, ale ten nie przyszedł. Przeczuwając coś złego, przyspieszyli robotę w warsztacie, a potem razem z Jankiem ruszyli go odwiedzić.
To, co zastali, przeraziło ich. Warsztat, w którym Hirek pracował, został doszczętnie zniszczony. Lokum, w którym mieszkał, ocalało — ale było puste. Zaczęli więc przeszukiwać teren, odwalając gruzy kawałek po kawałku. Pod zawaloną bramą znaleźli ciało Hirka.
Zamarli.
Ręce im opadły, stali nieruchomo jak posągi. Janek, przyszły szwagier Hirona, wybuchnął płaczem. Rozpacz był tak szczera i przejmująca, że Jan sam nie potrafił powstrzymać łez. Odeszła bliska im dusza, przyjaciel i brat w niedoli. Człowiek wykształcony, zdolny, wartościowy — Polak z sercem otwartym i czystym sumieniem.
Hirek został trafiony odłamkami bomby. Większe uderzyły go w czoło — czaszka była pęknięta niemal na połowę. Inne odłamki trafiły go w brzuch. W kieszeni jego spodni Jan znalazł szkatułkę, w której znajdował się wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Szkatułka była lekko uszkodzona, ale obrazek pozostał nietknięty — jakby czuwał nad nim do końca.
Wieczorem Jan wrócił na miejsce śmierci przyjaciela. Zebrał mózg, który wypłynął z otwartej czaszki i włożył go z powrotem do czaszki. Ułożyli ciało Hirka w bezpiecznym miejscu i przykryli kocem.
Gdy wieść o śmierci Hirka dotarła do kolegów, wywołała powszechny żal i rozpacz. Nikt nie mógł uwierzyć, że już go nie ma. Na drugi dzień przyszła Halina. Była zrozpaczona, wspomniała o proroczym śnie — jakby sama przeczuwała tę tragedię.
W tamtym miejscu i czasie, gdy każdy dzień był darem, a każda noc mogła być ostatnią, odejście Hirka było symbolem wszystkiego, co wojna mogła człowiekowi odebrać — przyjaźni, nadziei, przyszłości. Jan, Halina, Janek i pozostali zostali z bolesną pustką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.