Etykiety

niedziela, 19 października 2025

Maria Wiewiórkowska (1915–2001)

 Tekst powstał z okazji prelekcji w bibliotece w Opatówku z okazji  obchodów 80-tej rocznicy zakończenia II wojny 

Maria Wiewiórkowska (1915–2001)

Wspomnienie wnuczki Dominiki Pawlikowskiej

   Kiedy myślę o mojej babci, Marii Wiewiórkowskiej, widzę kobietę niezwykłej siły, cichej odwagi, żelaznych zasad, wierności ideałom według których została wychowana.

Urodziła się 10 kwietnia 1915 roku w Noskowie – dziś dzielnicy Kalisza – w rodzinie Ludwika Semperskiego i Józefy z Rupotackich. Dorastała w świecie, który po odzyskaniu niepodległości budował Polskę od nowa. Młodość Marii przypadła na lata wolnej II Rzeczypospolitej – czas wiary w naukę, kulturę i rozwój.

   Ukończyła Państwowe Gimnazjum im. Anny Jagiellonki w Kaliszu na kierunku matematyczno-przyrodniczym, zdając tzw. „dużą maturę”, która otwierała drogę do pracy w administracji lub na uczelni. Znała biegle język francuski, a po wojnie ukończyła studia matematyczne. Była z pokolenia, które koleżanki szkolne wspominało ze łzą spływającą po policzku, ponieważ wiele z nich nie przeżyło wojny.

   Była dla mnie wzorem pracowitości. Połowę Opatówka uczuła matematyki. Umiała robić na szydełku i drutach, a po wojnie tym właśnie dorabiała do nauczycielskiej pensji – robiąc swetry dla połowy miasteczka. Przez wiele lat była cenionym metodykiem przedmiotów ścisłych i dzieliła się wiedzą i doświadczeniem, aby pomóc innym pedagogom w osiąganiu lepszych wyników w pracy z uczniami.

 

Maria Wiewiórkowska (1915–2001)
Zdjęcie dedykowane przyjaciółce Zofii Wiewiórkowskiej
- żonie Tadeusza Wiewiórkowskiego, zamordowanego przez komunistów


Młodość i małżeństwo

   W kwietniu 1938 Maria wyszła za mąż za Mariana Wiewiórkowskiego, naczelnika poczty w Opatówku. Byli młodzi, szczęśliwi i pełni planów. Zamieszkali w służbowym mieszkaniu przy ulicy Kościelnej, w urzędzie pocztowym. Dom był pięknie urządzony – z meblami i porcelaną ćmielowską, które podarowali jej rodzice, Szalińscy, znani w Opatówku restauratorzy i właściciele kamienicy w centrum miasteczka.

   W 1939 roku przyszła na świat ich pierwsza córka, Beata. Marian żartował wówczas: „Marysiu, gdybym wiedział, że będzie nam razem tak dobrze, wcześniej poprosiłbym Cię o rękę.”
Szczęście młodej rodziny trwało jednak krótko. Maria przez dwa lata była mężatką, a przez 60 lat wdową.

Wojna

   Wrzesień 1939 roku przyniósł nie tylko wojnę, lecz także koniec ich wspólnego życia. Gdy Niemcy zajęli Opatówek, Marian – jak wielu urzędników państwowych – pozostał na stanowisku do końca. Z rodziną próbował ewakuować się na wschód, lecz kolumny uciekinierów bombardowane przez niemieckie samoloty zamieniły drogi w śmiertelne pułapki. 

   Po powrocie została wysiedlona z kamienicy rodziców, uczynił to osobiście niemiecki Amstkomissar Brake. Była wówczas w zaawansowanej ciąży i opiekowała się małą córką w wózku. Trzymając w ramionach dziecko i próbując znieść wózek po schodach, została gwałtownie popchnięta i kopnięta. W ostatniej chwili zdołała chwycić się poręczy i uniknąć upadku. Przerażenie i bezradność sparaliżowały ją tak, że przez długą chwilę nie mogła się ruszyć. Pomoc przyszła od sąsiadów, którzy zareagowali na jej krzyk i uratowali ją oraz dziecko przed tragedią.

   Kolejnego schronienia udzielił rodzinie Konrad Wünsche, administrator majątku w Józefowie. To właśnie tam, 15 kwietnia 1940 roku, Niemcy aresztowali Mariana Wiewiórkowskiego w ramach akcji Intelligenzaktion, wymierzonej w polską inteligencję i lokalną kadrę kierowniczą. Miesiąc później, już samotnie, urodziła drugą córkę – Aleksandrę, moją mamę która nigdy nie poznała swojego ojca.

   Nie pogodziła się z losem. Próbowała ratować męża, pisała do gestapo w Łodzi, powołując się na znajomość z osobami niemieckiego pochodzenia, które mogłyby potwierdzić jego niewinność. W jednym z listów prosiła: „Jestem młodą kobietą z dwojgiem dzieci, rok i pół roku. Drugie urodziło się podczas nieobecności mojego męża, a mój mąż znajduje się od kwietnia 1940 r. w obozie koncentracyjnym w St. Georgen Gusen. Był spokojnym, nieposzlakowanym człowiekiem, nie angażującym się politycznie. Wstrząsnęło mną, że cierpi niewinnie.” A pod spodem własną ręką dopisała: „Matkę mam niezdolną do pracy, którą wysiedlono z domu i interesu. Zostałam bez środków utrzymania, wyprzedałam wszystko, co mogłam, żyję z tego, co mi dobrzy ludzie dadzą.”

Ten list nigdy nie został wysłany – zanim znalazła pośrednika, nadeszła wiadomość o śmierci Mariana.

List, który wrócił

Do końca życia babcia przechowywała Jego listy z obozu Mauthausen-Gusen. Zawierały zaledwie kilka zdań, bo więźniowie nie mogli pisać sami. Wszystkie zaczynały się od słów: „Jestem zdrów, powodzi mi się dobrze.” W ostatnim liście, który Maria wysłała 30 kwietnia 1941 roku – nie wiedząc, że mąż już nie żyje – napisała:

„Kochany Marianie! Twój list z 25 marca 1941 otrzymałam. Cieszymy się, że jesteś zdrowy, to jest naszą największą troską. Sklep prowadzę tak dobrze, jak potrafię, zadaję sobie wiele trudu, ale mam nadzieję, że osiągnę swój cel. Nie stracę odwagi ani nadziei. Nie martw się i nie myśl źle. Dajemy sobie radę i tylko Ciebie nam brakuje. Beatka ciągle mówi o Tobie. Mówi już Ojcze Nasz i prosi o zdrowie dla tatusia i dla Olesi. Mówi także, że kocha tatusia bardzo. Jesteśmy wszyscy zdrowi. Życzymy Ci szczęśliwych Świąt Wielkanocnych. Pozdrawiamy i całujemy Cię. Marysia z dziećmi i rodziną.”

List wrócił nieotwarty, z pieczęcią obozową. Marian został zamordowany 6 kwietnia 1941 roku, w Niedzielę Palmową. 

Po wojnie

  Po wojnie Maria nie pozwoliła, by rozpacz ją złamała. Już w styczniu 1945 roku rozpoczęła pracę przy organizowaniu szkoły w Opatówku. Przez pierwsze miesiące uczyła bez wynagrodzenia, z pasją i przekonaniem, że edukacja jest najskuteczniejszym lekarstwem na biedę i wojenne rany. Początkowo zajęcia odbywały się w dawnej preparandzie nauczycielskiej, później w pałacu Schlössera. Materiały na nowy budynek szkolny pochodziły z rozbiórki poniemieckich budynków w Borowie. Dzięki ofiarności mieszkańców, którzy podczas „Tygodnia budowy szkół” zebrali niemal 20 tysięcy złotych, 1 grudnia 1951 roku oddano do użytku nową szkołę. 

Maria Wiewiórkowska została jej wicedyrektorem. Gdy w późniejszych latach przyszło podpisać deklarację przynależności do PZPR – odmówiła. „Do żadnej partii nie należałam i należeć nie będę” – napisała. Złożyła inną – deklarację uczciwości wobec siebie, z przekonania.
Przeżyła wojnę, widziała upadek wartości i cierpienie niewinnych ludzi. Straciła męża, który zginął w obozie za wierność Polsce, a teraz od niej samej żądano podpisu pod lojalnością wobec systemu, który odrzucał tę Polskę, za jaką on oddał życie. Komunizm uważała za taki sam totalitarny, zniewalający system jak faszyzm. 

Dom otwarty

   Jej mieszkanie przy Placu Wolności było miejscem, do którego zawsze można było wejść bez zapowiedzi. Przychodzili dawni uczniowie, sąsiedzi, kobiety z okolicznych wsi. Czasem po poradę, czasem pożyczyć cukier, czasem tylko porozmawiać, zwierzyć się lub zatelefonować, bo wówczas nieliczni mieli telefon. Na stole zawsze czekała herbata, mleko, ser, a czasem fruwało pierze kur przywiezionych na targ przez matki uczniów. Babcia doradzała, pisała podania, udzielała korepetycji z matematyki, robiła swetry i czapki.

   Nie przywiązywała wagi do rzeczy. Wojna nauczyła ją, że to, co trwałe, mieści się w głowie i w sercu. W domu, obok prostych mebli, stała biblioteka pełna książek. Gdy pożyczała komuś książkę i ta nie wracała, tylko się uśmiechała: „Znaczy, potrzebna była bardziej jemu niż mnie.”

Pamięć

   Nigdy nie mówiła o sobie jako o bohaterce. A przecież nią była. W obliczu wojny zachowała spokój, w biedzie – godność, w żałobie – nadzieję. Uczyła, że najważniejsze to „nie stracić odwagi ani nadziei” – tak, jak napisała do męża w ostatnim liście. Odeszła w 2001 roku, mając 86 lat. Do końca życia pozostała wierna swoim zasadom: pracy, uczciwości, wierności i pomocy ludziom.

   Kiedy dziś patrzę na jej zdjęcie z 1937 roku, młodą, uśmiechniętą, z błyskiem w oku – widzę kobietę, która przeżyła wszystko, co najtrudniejsze. Była dla mnie i dla wielu – przyjaciółką, powierniczką, cichą bohaterką. Kobietą, która w trudnych czasach potrafiła ocalić w sobie człowieczeństwo.

 


Autor: Dominika Pawlikowska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.