W 1924 roku Niemiec z Koźminka Berthold Berendt (ur. 1897) zakochał się z Żydówce Chane Matusiak (ur.1908), która miała wówczas 18 lat i była 11 lat młodsza od swojego wybranka. Chane była tak piękna, jak piękna i silna była ich miłość, która musiała pokonać niechęć rodziców obu stron i złamać wszystkie bariery, które stały jej na przeszkodzie. Owocem ich miłości była córka, którą wspólnie wychowywali. Ciężko pracowali na roli, ale dzięki temu żyli szczęśliwie i dostatnio. Niczego im nie brakowało. Berthold był właścicielem 20 hektarowego gospodarstwa, posiadał dwa konie, 8 krów. Formalnego związku nigdy nie zawarli, nie byli małżeństwem. Społeczność żydowska w miasteczku była liczna i liczyła ponad 700 Żydów. Katolicy, Ewangelicy i Żydzi koegzystowali wspólnie. Ewangelicy prowadzili gospodarstwa rolne, a Żydzi trudnili się przede wszystkim rzemiosłem i handlem. Szczęście i spokój skończyło się wraz z wejściem Niemców do miasteczka i spaleniem synagogi. W 1940 Berthold i Chana spodziewali się drugiego dziecka. Na wiosnę zaczął rosnąć brzuch Chany, a rodzice nie mogli w spokoju cieszyć się swoim szczęściem. Od pierwszych dni wojny Berendt ukrywał swoja rodzinę w Koźminku i Opatówku, zmieniając miejsce kryjówki., a drzwi jego domu były zawsze zamknięte.
Represje wobec Żydów narastały. Berthold rozmyślał, jak zapewnić bezpieczeństwo rodzinie. Ich położenie było tragiczne, wszędzie czyhało niebezpieczeństwo, bowiem getto zajęło już duży obszar miasta. Wszyscy bliżsi i dalsi znajomi Chany zostali wypędzeni ze swoich domów i stoczeni wraz z setkami innych, przywiezionych tu z Sieradza, Warty, Błaszek i Stawiszyna. Wyloty ulic odgrodzono drutem kolczastym pozostawiając tylko jeden wjazd. Getto było już tak przeludnione, że spano na chodnikach. „Tej zimy istnieje niebezpieczeństwo, że nie uda się już wyżywić wszystkich Żydów. Należy poważnie rozważyć, czy nie byłoby najbardziej ludzkim rozwiązaniem pozbyć się Żydów – o ile nie są zdolni do pracy – za pomocą środka o szybkim działaniu” – pisał 16 lipca 1941 roku szef Centrali Przesiedleńczej w Poznaniu SS-Sturmbannfuehrer Rolf Hoeppner do Adolfa Eichmanna.
W sierpniu Chana poczuła bóle porodowe. Wydała na świat syna, szczęście małżonków mieszało się ze strachem. Wiedzieli, że wszędzie krążyli szpicle. Wypatrywali, czy w domu Bertholda w końcu otworzą się drzwi i będzie okazja do aresztowania obojga. 2 października 1941 roku około godziny 13 do domu Bertholdta Berendta wdarli się niemieccy żandarmi, łomocząc kolbami i wyważając drzwi. Nie wiemy czy Chana i Berndt byli spokojni i pogodzeni z losem, czy płakali i rozpaczali, gdy wraz z niemowlęciem wleczono ich na przesłuchanie. Ale wiemy, co działo się dalej, choć barbarzyństwo Niemców wobec tej rodziny trudno ubrać w słowa… Na posterunku żandarmerii złożyli ze zeznania, niemowlę zostało zabrane matce. Chana zeznała, że jej starszą córeczkę wzięła do siebie matka Berendta i wychowywała ją w duchu protestantyzmu, w ten sposób rodzice być może uratowali życie dziewczynce.
Ślad Chany odnajdujemy na stronach Archiwum Arolsen, wymieniona jest w dokumencie ”Register of names pertaining to prisoners of various prisons in Litzmannstadt who were transferred to various concentration camps” [1] Dalszy jej los jest nieznany, nie wiemy w jakim obozie koncentracyjnym została uwięziona.
Może ktoś z opatowian zapamiętał wspomnienia dziadków o ukrywanej przez nich Żydówce Chanie?
[1] https://collections.arolsen-archives.org/en/search/people/78624178/?p=1&s=chana%20ruchel%20matusiak&s_lastName=asc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.