Etykiety

sobota, 20 sierpnia 2022

Bechstein, Nüsse Seilbert. Dlaczego nie dbamy o swoją tożsamość kulturową? C.D.

autor: Dominika Pawlikowska

Praktycznie w każdej wielkopolskiej miejscowości zamieszkiwali Niemcy. W 1939 roku na terytorium późniejszego Kraju Warty mieszkało 325 000 Niemców, co stanowiło ok. 6,6% ogółu ludności.

Niemiec, strażak Józef Bechstein (APK) Korekta S. Modławski

Na zdjęciu:
Miejscowy Niemiec, strażak Józef Bechstein, który wraz z rodziną widnieje na opatóweckiej folksliście. Bardzo ważna osoba w miejscowej społeczności. 
Zajmował się szkoleniem drużyn przeciwpożarowych. Pełnił też rolę tłumacza dla niemieckich komisarzy w Opatówku: Brackego i Nüssego.
Niemcy mieli bardzo zaawansowane plany rozbudowy Opatówka, sporządzone zostały nawet odpowiednie projekty, jak na przykład projekt budowy straży pożarnej, obiektu bardzo istotnego ze względu na istnienie w Opatówku Heeresnebenzeugamt - nazwa trudna do przetłumaczenia, ponieważ nie istnieje we współczesnej niemczyźnie, słowa związane z nazizmem zostały usuniete ze współczesnej niemczyzny. Można to tłumaczyć jako magazyn/biuro sprzętu wojskowego. Z arsenałem włącznie (w Borowie). Do obiektu należały też warsztaty (na ul. Św. Jana), gdzie naprawiano rzeczy przywiezione z frontu, produkowano i testowano sprzęt dla armii. Pracowali tu ci opatowianie, którzy nie zostali zesłani na roboty gdzieś w głąb Rzeszy. W innych oddziałach takich biur również jeńcy wojenni, robotnicy przymusowi z Europy Wschodniej i więźniowie obozów koncentracyjnych. Planowano tu budowę dużej fabryki węży strażackich, zaspokajającej potrzeby miejscowe i całego regionu.
W fabryce włókienniczej (dzisiaj muzeum) i przynależących do niej  obiektach urządzono magazyny sprzętu wojskowego. Biura sprzętu wojskowego były urzędami, które przyjmowały wytwarzane na swoim terenie produkty dla wojska. 
O niemieckich planach zagospodarowania Opatówka tutaj cz.1 Budowa straży pożarnej.

Nüsse-komisarz Opatówka, Seilbert-? czy ktoś wie?

Bechstein, Nüsse ?, Seilbert

Nie wiem,  z jakiej okazji zostało zrobione to zdjęcie, pochodzące z Archiwum Państwowego, zespół Martyna, ale widać, że Niemcy są tu roześmiani, zadowoleni. Może uczestniczą w jakimś festynie? Z dużym prawdopodobieństwem jest to teren brzezinki, gdzie stały stodoły - przy drodze na cmentarz. Tam było tez przedszkole dla niemieckich dzieci. 
W poprzednim poście napisałam, że podczas pisania książki "Historia w sepii. Opatówek. Wiewiórkowscy" doświadczyłam wielu różnych sytuacji, co skłoniło mnie do analizy jak dbamy o nasza tożsamość kulturową? 
Moim zamiarem było dotrzeć do każdej gminy, poszukać rodzin aresztowanych z listy proskrypcyjnej, którzy najczęściej byli miejscowymi działaczami politycznymi, społecznikami, sekretarzami gmin, sołtysami, wójtami, burmistrzami. Przywrócić ich współczesnym.
W wyniku wymordowania ich w obozach zniknęła cała przedwojenna polska warstwa kierownicza. Okryła ich mgła niepamięci, ponieważ powojenna narracja historyczna była narzucona przez komunistyczne państwo. A kto rządził nami po wojnie? Tu.
Dlaczego inteligencja umieszczona na listach proskrypcyjnych i zamordowana w obozach została wymazana  z lokalnej pamięci? Dlaczego narzuconej Polakom władzy tak na tym zależało, aby ci ludzie, patrioci, nie istnieli w historii lokalnej? wszyscy aresztowani w kwietniu 1940 mieli swoje korzenie w walkach z bolszewikami, byli weteranami wojny z 1920, członkami Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), oficerami, członkami organizacji, które po wojnie zostały zakazane i zdelegalizowane np. Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” lub Towarzystwo Sportowo-Gimnastyczne „Strzelec”, jako urzędnicy państwowi - piłsudczykami, członkami BBWR. Nawet jeśli wzmiankowano gdzieś nazwisko aresztowanego, to bez podawania przyczyn. Pisano o nich: "przyszli Niemcy i zabrali..." 
Byli członkami organizacji zdelegalizowanych po wojnie.

Udawałam się więc do bibliotek gminnych, zapoznając ich dyrektorów z interesującą mnie tematyką i prosząc o kontakt z rodzinami, wszak bibliotekarze znają miejscowych i wiedzą, czy rodziny pomordowanych pozostały w okolicy. Miałam nadzieję dotrzeć do nich i porozmawiać. Zostawiałam moją książkę, w której zamieściłam nazwiska ofiar.
W jednej z sąsiednich gmin miła pani dyrektor przyjęła książkę i po pól roku oczekiwania nie było żadnego kontaktu z jej strony. 
Potem dowiedziałam się, że postanowiła mnie z nikim nie kontaktować "bo tu jeszcze żyją rodziny tych, którzy robili te listy".

KURTYNA 




piątek, 19 sierpnia 2022

Dlaczego nie dbamy o swoją tożsamość kulturową? na przykładzie małego miasteczka Opatówek

autor: Dominika Pawlikowska

   Na zdjęciu piękna Amanda Brauer, córka opatóweckiego Niemca, który gdy tylko Polska zniknęła z mapy, stał się bogaty, grabiąc Polaków.
Jej rodzicami byli Friedrich i Terese Brauer, „polscy Niemcy”, osiedleni tu „od przedwojny”. Przed wojną bardzo biedni, w momencie napaści na Polskę, natychmiast wzbogacili się o wszelkie dobra zagrabione Polakom.
Amanda Brauer, córka opatóweckiego Niemca.

   Grabież polskich obywateli dokonywała się najpierw prywatnie, później na drodze instytucjonalnej. Specjalnie w tym celu powołano do życia instytucje niemieckiej administracji państwowej, które organizowały i przeprowadzały konfiskaty majątku Polaków. Spośród nich najważniejszą instytucją był Główny Urząd Powierniczy Wschód (Haupttreuhandstelle Ost, HTO). Z dokonaniem konfiskaty wiązało się wyznaczenie zarządcy komisarycznego (powiernika). 
W Opatówku powiernikiem był Leo Pniok. 
Grabieżcza polityka administracji powierniczej spowodowała zupełne zniszczenie podstaw gospodarki prywatnej i przedwojennej struktury własnościowej, zrujnowała w wysokim stopniu polski dorobek narodowy oraz prywatny większości polskich rodzin. 
Zdjęcie pochodzi z Archiwum Państwowego, Zespół Martyna i jest podpisane "Amanda Brauer, córka SS-manna", ale nie wiem, czy Brauer był nim. SS czyli Die Schutzstaffel der NSDAP było formacją elitarną, kandydat musiał spełnić wiele warunków, np.: wzrost minimum 174, wzorcowa żona ( musiała zdać egzamin z zakresu historii, języków obcych, jazdy konnej, pływania i strzelania z broni palnej), sprawdzano drzewo genealogiczne od 1750 roku, więc taki Brauer nosił co najwyżej jakiś mundur, ale na pewno nie SS. Wówczas każdy Niemiec nosił jakiś mundur. Gardził Polakami, nie wahał się uderzyć.
Nie wiemy dokładnie, czego się dopuścił, ponieważ mógł - jako Niemiec, czuć się całkowicie bezkarny.
Zachowało się wspomnienie o Amandzie Brauer:
Z kaliskiego dworca PKP wyruszyłem piechotą w stronę Opatówka. W Zdunach spotkałem znajomą Brauerównę w towarzystwie oficerów Wermachtu jadących samochodem. Dziewczyna krzyczała do mnie po niemiecku: "Stefan! Auf Wiedersehen!". Kiwnąłem jej ręką i poszedłem dalej. (Źródło: Wspomnienia Stefana Melki "Moje wspomnienia")

Co wiemy jeszcze o rodzinie Brauer? Na stronie Gene 2015 odnalazłam listę Niemców z Opatówka, którzy rzekomo służyli w polskim wojsku w 1939, w 60-tym pułku piechoty / Ostrów Wielkopolski /. Po kampanii wrześniowej zapewne niektórzy w Wehmachcie. 

182BrauerViktorArbeiter1915.03.18Spatenfelde
Infanterie
183BechsteinEugenArbeiter1913.09.13Spatenfelde
Nachrichtendienst.
184FuchsWitoldSchlosser1907.03.25Spatenfelde
Infanterie
185WünscheKonradGutschesitzer1906.05.30Spatenfelde
Kavallerie
186SkibaGeorgBaemter1915.05.26Spatenfelde4Fliegerabteilg.
187WolfKarlWeber1909.03.18Spatenfelde
Infanterie
188CierpkeFriedrichGärtner1910.10.18Spatenfelde
Infanterie
189DrescherEmilBackerleit.1903.03.09Spatenfelde
Infanterie
190KellerJohannBeamter1909.03.16Spatenfelde
Panzertruppe
191LindnerJohannArbeiter1903.11.08Spatenfelde
Infanterie

Viktor Brauer, robotnik,  umieszczony na tej liście musiał być bratem owej piękności ze zdjęcia.
Niemcy służący w wojsku polskim, byli tubylcami i pochodzili z rodzin od lat, a czasami od pokoleń osiadłych w Opatówku. Niektórzy po wybuchu wojny zwrócili się przeciwko Polakom, swoim sąsiadom.
W czasie wojny przybyło do Opatówka wiele innych rodzin niemieckich. Byli przesiedleńcami lub stanowili obsadę różnych niemieckich instytucji, między innymi administracji. Na miejsce wysiedlonych Polaków osiedlano ludność pochodzenia niemieckiego z krajów bałtyckich, Wołynia i Galicji, którym po włączeniu w sowiecką strefę wpływów na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow zagwarantowano prawo do ewakuacji. Rzesza Hitlera zmusiła ich do opuszczenia dotychczasowej ojczyzny m.in. Łotwy, Estonii i osiedlenia się w nieznanym im Kraju Warty i w Prusach Zachodnich. Akcję nazwano Heim ins Reich (pol. Dom w Rzeszy)
W poprzednim poście napisałam, że w Opatówku jest niewiele rodzin, które nie mają w swoim drzewie genealogicznym Niemców, bowiem osadnictwo niemieckie, z tej racji, że w 1826 właściciel fabryki włókienniczej A.G.Fiedler sprowadził z Niemiec prawie całą załogę ( 500 osób). Więcej tutaj.
Posiadanie niemieckiego przodka skutkowało w 1939 wpisem na listę folksdojczów, których w Opatówku było bardzo wielu. Warunkiem było posiadanie chociaż 25% krwi niemieckiej - choćby babki. 
     Przez wiele lat zastanawiałam się, dlaczego tak mało publikacji o żyjących tu przed wojną Niemcach i dlaczego ja,  wnuczka ofiary (Biogram Mariana Wiewiórkowskiego tutaj), a nie historycy, muszę zgłębiać ten temat. Dlaczego o tym nie mówiono i nie pisano?
Lokalni historycy nie zajmowali się tematem, bo panowała cenzura, bali się, twierdząc zapobiegliwie, że ich to "nie interesowało". Prywatnie też nie mówiono, bo nie było wiadomo, kto doniesie, szpiedzy i donosiciele UB byli wszędzie.
Ci historycy, z którymi rozmawiałam, nie znali w większości określenia "lista proskrypcyjna", a IPN twierdzi z kolei, że akcja "Inteligencja" nie zapisała się w ogóle w pamięci Polaków. Absolutnym unikatem jest więc zachowana lista proskrypcyjna dla okolic Kalisza. Tutaj.
W trakcie pisania książki nie dysponowałam zbyt dużym zbiorem fotografii z tego okresu, chociaż w Opatówku powinien być ich pokaźny zbiór, ponieważ wiele rodzin opatóweckich folksdojczów uczestniczyło w licznych nazistowskich wiecach, co było utrwalane na kliszy fotograficznej. 
Odpowiedz na pytanie, dlaczego tak niewiele wiadomo na temat wojennych przeżyć mieszkańców Opatówka znalazłam pisząc książkę "Historia w sepii. Opatówek. Wiewiórkowscy". Było to fascynujące i jednocześnie przygnębiające, a czasami wręcz szokujące  doświadczenie. 
Opowiem to w kilku osobnych postach, ponieważ zebrałam wiele obserwacji. 
Pierwszym, najważniejszym powodem był fakt, że po 1945 roku w naszym kraju nie mogły ukazywać się opracowania dotyczące walk o Niepodległą, gdyż godziło to w system i bezpieczeństwo narzuconej Polakom władzy. 
     Autorytetami mogli być tylko ci, którzy zostali namaszczeni przez sowieckich komendantów, tacy jak Feliks Dziubiński. Tutaj. Narracja historyczna była narzucona przez państwo. Nad wszystkim czuwały Urzędy Bezpieczeństwa i milicja obywatelska. Jeśli już takowe pracy powstawały, to wyłącznie ocenzurowane i w bardzo niskim nakładzie. Temat mordu na polskiej inteligencji traktowany był jako tabu i był bezwzględnie pomijany. 
Uczono mnie historii wymyślonej, zakłamanej, w której nie było miejsca na słowo "Katyń", a już w ogóle nie uczono mnie historii lokalnej. 
      Eliminacja polskich elit w 1939 następowała metodycznie w porozumieniu Gestapo z NKWD. 
Polskimi oficerami zajęli się Rosjanie, polską warstwą kierowniczą, inteligencją - Niemcy. Większość osób, która znalazła się na listach proskrypcyjnych sporządzonej przez Niemców w ramach akcji "Inteligencja" w kwietniu 1940 miała swoje korzenie w walkach z bolszewikami, byli weteranami wojny z 1920, członkami Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), oficerami, członkami organizacji, które po wojnie zostały zakazane i zdelegalizowane np. Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” lub Towarzystwo Sportowo-Gimnastyczne „Strzelec”, jako urzędnicy państwowi - piłsudczykami, członkami BBWR. Nawet jeśli wzmiankowano gdzieś nazwisko aresztowanego, to bez podawania przyczyn. Pisano o nich: "przyszli Niemcy i zabrali..." Tak pisali historycy, stosowano bowiem cenzurę. Zresztą rzadko podejmowali temat, bali się o swoje kariery, tłumacząc to brakiem zainteresowań. Wybierali bezpieczniejsze tematy. Nie było na to przyzwolenia władz. 
Tak o aresztowaniu opatóweckiej inteligencji pisze pan Jan Pogorzelec na stronach biblioteki w artykule "Okupacyjne wspomnienia Jana Pogorzelca" . Ani słowa o tym, kim byli.
"15 kwietnia 1940 r. nastąpiły kolejne aresztowania. Do obozów w Dachau i Mauthausen-Gusen wywieziono Kazimierza Banaszkiewicza, Zygmunta Gadzinowskiego, Kazimierza Kowalkiewicza, Kazimierza Leśniewicza, Leśniewskiego - kominiarza, Stefana Łowickiego ( tu chyba wkradł się błąd - Nowickiego), Piotra Olkiewicza, Aleksandra Wiewiórkowskiego, Mariana Wiewiórkowskiego."
Marian Wiewiórkowski to mój dziadek. 
Tak prezentował się w 1939, jak naczelnik urzędu pocztowego w Opatówku.



A tak wyglądali jeńcy po pobycie w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen:

ofiary Gusen II. Źródło: Gusen Memorial Committee


Zamęczono go w kamieniołomach. Czy był przestępcą? kryminalistą? złodziejem? Czy więźniem politycznym?
Brak informacji o powodach aresztowania uwłacza ofiarom. W nielicznych publikacjach aresztowanie inteligencji kwitowano jednym zdaniem: "Przyszli Niemcy i aresztowali...". Tak właśnie "duraczono" społeczeństwo. 
Co roku obchodzi się dzień pamięci o ofiarach akcji "Inteligencja" akcja edukacyjna "Zapal Znicz Pamięci". Moją książką chciałam przywrócić mu godność, żeby nie pozostał tylko bezimienną ofiarą, górą spiętrzonych bezładnie ciał, a później prochem, który spłynął doliną Dunaju.

     Władze Opatówka nie były zainteresowane podjętym tematem. Gdy poprosiłam o pomoc w wydaniu mojej książki, usłyszałam, że "nie obchodzi ich moja rodzina". Po prostu w Opatówku kontynuuje się tradycje PRL-u.
O kolejnych istotnych powodach napiszę w kolejnym poście.

czwartek, 18 sierpnia 2022

Plac Wolności. Wolności?

   autor: Dominika Pawlikowska

    Urodziłam się w 1966, ponad 20 lat po wojnie. Moja najbliższa rodzina nigdy się po niej nie podniosła. 
W szkole nie uczono mnie prawdziwej historii Polski. Nie było żadnej wolności. Nie można było mówić o niczym, wszędzie byli donosiciele. O wymordowaniu przez sowietów polskich oficerów w Katyniu, o akcji "Inteligencja" i o tym, że w jej wyniku zamordowano mojego dziadka, naczelnika poczty w Opatówku Mariana Wiewiórkowskiego nie dowiedziałam się od moich nauczycieli historii. Biogram tutaj
Ubecy i milicjanci, sekretarze partii i różnego sortu nominaci polityczni czuwali, żeby prawda o pomordowanych nie ujrzała światła dziennego, gdyż byli przed wojną członkami organizacji BBWR, piłsudczykami, członkami Związku Strzeleckiego, Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" - organizacji, które po wojnie zostały zdelegalizowane i zakazane. Akcja "Inteligencja" pozostaje nieopisana do dzisiaj. 

Opatówek, już SPatenfelde, Niemcy burzą budynek straży na rynku, prostują drogę. Widoczny dom Szalińskich na prostu. Pierwszy z lewej dom Tondowskich.1940.
Opatówek, po zajęciu przez Niemców - Spatenfelde. Niemcy burzą budynek straży na rynku, prostują drogę. Widoczny dom Szalińskich na wprost, parterowy budynek na rogu - ich restauracja. Pierwszy z lewej, piętrowy dom Tondowskich - Żydów, wymordowanych przez Niemców. 1940.

Do tej pory większości Polaków nic nie mówi nazwa obozu KL Gusen, gdzie wymordowano polskie warstwy przywódcze. Tymczasem w Mauthausen-Gusen zginęło ok. 28 tys. Polaków. Dla porównania w Katyniu 21768 oficerów. Do dzisiaj szokuje mnie, że praktycznie nie istnieje w Polsce literatura lokalna na temat wojny i czasów powojennych, nie liczę tego, co ukazało się za komuny, zawierającego półprawdy i poddanego cenzurze. 
Obeliski ku czci pomordowanych w czasie II wojny stawiano w gminach dopiero w latach 90-tych. O obelisku tutaj: "Pomordowani i polegli z Opatówka..". 

   Polska znajdowała się pod rosyjską okupacją. Do kwietnia 1991 stacjonowało w Polsce ok. 65 tysięcy sowieckiego wojska. Tutaj: "Wojska radzieckie w Polsce".
Wychowałam się w domu przy Placu Wolności 13, obecnie nr 15, w środkowej klatce, z kuchnią na poddaszu, z widokiem na staw. Budynek powstał jako składowa zabudowań fabrycznych niemieckiego przemysłowca Adolfa Fiedlera. Był to prawdopodobnie magazyn wyrobów gotowych  i mieszkania dla personelu technicznego. W czasie wojny mieściła się tu szkoła dla niemieckich dzieci. Uwiecznione na tym zdjęciu maszerują na jakąś uroczystość. Młodzież Hitlera.

Młodzież Hitlera - organizacja "Hitlerjugend" w Opatówku /w czasie wojny-Spatenfelde/ Freiheitsplatz 13, przed kamienicą, w której w czasie wojny mieściła się szkoła dla niemieckich dzieci.  Elewacja południowa. Po wojnie moja rodzina zamieszkała w środkowej klatce. (APK)
Młodzież Hitlera - organizacja "Hitlerjugend" w Opatówku /w czasie wojny-Spatenfelde/ Freiheitsplatz 13, przed kamienicą, w której w czasie wojny mieściła się szkoła dla niemieckich dzieci. 
Elewacja południowa. Po wojnie moja rodzina zamieszkała w środkowej klatce. (APK)

Do organizacji Hitlerjugend należeli wszyscy młodociani Niemcy od 10. do ukończenia 18. roku życia. Grające na bębenku dzieci ze zdjęcia przypominają mi bohatera "Blaszanego bębenka" - Oskara z książki Güntera Grassa, który na znak sprzeciwu wobec otaczającej go rzeczywistości dorosłych, postanawia przestać rosnąć. Jednak pośród nich nie ma nikogo, kto wzorem Oskara buntuje się wobec tego, co widzi, nie akceptuje świata, który go otacza. 
Niemcy czuli się w Opatówku jak u siebie i wiedzieli o nim wszystko. W 1826 przemysłowiec Fiedler sprowadził z Niemiec prawie całą załogę (ok. 500 osób) do swojej fabryki włókienniczej-dzisiaj Muzeum Historii Przemysłu.
Dopiero pod koniec połowy XIX wieku zaczęła wśród załogi przeważać ludność polska. Jednak cały dozór techniczny pozostawał w rękach Niemców. Ta dominacja napływowego elementu niemieckiego utrzymywała się niemal przez cały okres istnienia fabryki. Wyrażało się to nie tylko stanem liczbowym, ale przewagą w statusie materialnym, ponieważ robotnicy i majstrowie niemieccy zarabiali bardzo dobrze.
W 1860 roku przybyszów z Niemiec było 887, a ludności polskiej 702 osoby. Niektórzy przyjeżdżali i wyjeżdżali, a niektórzy asymilowali się z ludnością polską, zakładali tu rodziny.  W dzieciństwie nie zdawałam sobie z tego sprawy, że mieszkam w tak zniemczonej miejscowości. Babcia i mama izolowały mnie od takich wiadomości.
Kiedy poszłam do szkoły, co drugi kolega okazał się mieć dziadka lub babcię o niemiecko brzmiącym nazwisku.
   W Opatówku jest niewiele rodzin, które nie miałyby niemieckich przodków. Można się o tym przekonać tutaj: Wirtualne Muzeum. Historia w sepii. : Mieszkańcy Opatówka z lat 1917-1930.
W tej sytuacji mieli doskonałe rozeznanie strategiczne w momencie wybuchu wojny i mogli celnie eliminować niewygodnych Polaków. Sporządzili listę Polaków przeznaczonych do eksterminacji. O tym tutaj: "Listy proskrypcyjne".
Postarałam się przeanalizować powody, dla których o pewnych wydarzeniach w Opatówku nie mówiono głośno i czym skutkuje to dzisiaj. O tym, dlaczego nie dbamy o swoją tożsamość kulturową: Dlaczego nie dbamy o swoją tożsamość kulturową? na przykładzie małego miasteczka Opatówek

   Na co dzień obcowałam z ludźmi, których dzieciństwo przypadło na lata wojny i doświadczyli traumatycznych wydarzeń.. Kiedyś usłyszałam historię opowiadaną przez moją ciotkę śp. Teresę Jaśkiewicz, o tym, jak w 1945 "wpadliśmy z dzieciakami do tej kamienicy. W ostatniej klatce, na parterze, na łóżku leżał zabity Niemiec, wyciągnęliśmy go za nogi i wrzuciliśmy do dołu u Sieradzkiego" (właściciel placu przylegającego do kamienicy). Nie wiem, ile było w tym prawdy, a ile fantazji, ale przechodziły mnie wtedy dreszcze na myśl, z czym musiały mierzyć się te dzieci? Teresa wówczas nie miała już rodziców, jej ojciec - sekretarz gminy Lisków, Zygmunt Gadzinowski, został zamordowany w obozie Gusen, a matka Helena zmarła krótko potem. Jej dzieciństwo naznaczone było stratą i śmiercią. Podobnie jak dzieciństwo wszystkich dzieci w rodzinie, w tym mojej mamy Aleksandry Adamczyk z domu Wiewiórkowskiej, wieloletniej nauczycielki przedszkola w Opatówku.

Opatówek, Plac Wolności. Ten sam budynek kilkadziesiąt lat później.

A jakie było moje dzieciństwo, które przypadło na czasu komuny i stanu wojennego? 
Spędziłam w tej kamienicy dziewiętnaście lat, do momentu, gdy wyjechałam na studia. To najważniejszy okres w życiu człowieka, ponieważ wówczas kształtuje się jego osobowość i system wartości. Byłam otoczona kobietami, które straciły synów, mężów, ojców i cały dorobek życia. 
Wydaje mi się, że nigdy nie byłam dzieckiem. Musiałam szybko dorosnąć i wziąć za nie odpowiedzialność. Nosiłam wiadra z węglem z piwnicy, paliłam w piecach, sprzątałam, gotowałam. Próbowałam pomóc mamie, ponieważ ciężko pracowała. Żyłyśmy: prababcia, babcia, mama i ja z jednej emerytury i jednej nauczycielskiej pensji. Babcia zawsze powtarzała, pomna swoich doświadczeń, żebym się uczyła, ponieważ tego, co mam w głowie, nikt mi nie zabierze. Wiedziała, co mówi - wojna zabrała jej wszystko.
Widok z okna kamienicy przy Placu Wolności 13 w Opatówku,
jaki miałam na co dzień.

Kiedy miałam 15 lat Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Kiedy w niedzielę zamiast teleranka pojawił się komunikat, że "wojna" nie bardzo mogłam to zrozumieć. Wojna? ale przeciwko komu? Przeciwko własnemu narodowi? Zapanował strach, bieda, wszystko było na kartki. Wprowadzono godzinę milicyjną. Wszystko było SMUTNE.
Na wprost kamienicy znajdował się sklep rzeźniczy po niemieckich nazistach Feichtach i piekarnia po Drescherach. Tu: "Aresztowanie volksdeutschów".
W latach 80-tych dochodziło tam do dantejskich scen, bitwy o mięso, gdzie zmęczeni, spoceni ludzie wyrywali sobie jakieś ochłapy w GS-owskim sklepie. 
   Bardzo lubiłam się uczyć, gdy dostawałam we wrześniu podręczniki, to od razu je czytałam. W czasach, gdy byłam dzieckiem nie było mediów, oprócz telewizji z jednym programem. Drugi program TVP pojawił się w 1970. Zapamiętałam, że w okresie letnim trwały na nim fascynujące transmisje ze żniw i bezustanne wywiady z rolnikami, że w zasadzie jest cudownie, jednakże brakuje sznurka do snopowiązałek.
   Moim najlepszym przyjacielem były książki. Stały na regale, w pokoju przez który zawsze przewijało się wielu gości, ponieważ babcia była "instytucją". Niektórzy zwracali uwagę na książki i prosili o pożyczenie, babcia nigdy nie odmawiała, a one nie wracały. I kiedy sprzątnięto mi sprzed nosa "Annę Kareninę" powiedziałam stop! Krzyczałam, że jak pożyczy jeszcze jedną książkę, to mnie popamięta! 
Czytałam je "jak leci". Niektóre nie były przeznaczone dla dzieci - miałam wówczas 12 lat - jak na przykład "Komedia ludzka" Balzaca, o czym szybko się przekonałam. Zamykałam się więc z nią w toalecie albo czytałam pod kołdrą. Książki przenosiły mnie do lepszego świata, bo ten, który mnie otaczał, był brzydki i nieznośny. Przede wszystkim był bardzo biedny. Wojna zniszczyła dorobek życia mojej rodziny, a komuna obrabowała nas do końca. 
   W tym czasie inni się bogacili, majątki rosły w oczach. Sprzedawcy w sklepach z deficytowym towarem: z telewizorami, pralkami szybko dochodzili do niesłychanego bogactwa, w zamian za otrzymane łapówki budowali okazałe wille, pracownicy okradali zakłady pracy, żal było patrzeć na to wszystko. Ustrój zdemoralizował ludzi. Dzisiaj ich potomkowie stanowią opatówecką "elitę".
Tu zawsze przypomina mi się scena z filmu "Katyń", gdy służąca odwiedza żonę generała Smorawińskiego po wojnie i oddaje szablę, którą przechowała. Po czym mówi do męża, że oddała ją pani, na co on: "teraz to ty pani". 
W 1974 roku miałam 8 lat, świętowano  hucznie XXX–lecie Polski Ludowej, władza postanowiła przychylić nieba klasie robotniczej i w Opatówku wybudowano hotel-motel "Czarnuszka". 
Ukazał się też artykuł w Ziemi Kaliskiej o tym, jak wspaniale pracuje POM w Opatówku. Post tutaj: 
POM-wzór ładu i porządku. Obchody XXX-lecia Polski Ludowej w Opatówku. 1974. Zdemolowano i rozkradziono majątek Schlossera i Wuenschego, a na tym, co pozostało utworzono POM. 

  Niektórzy mieszkańcy naszej kamienicy mieli samochody. Pamiętam, jak z wypiekami na twarzy obliczałam, ile pensji musiałaby odłożyć moja mama, żebyśmy miały taki samochód. Z obliczeń ostatecznie wynikło, że przez kilka lat musiałybyśmy nic nie jeść ( w 1986 r. na giełdowy zakup "dużego" fiata w Warszawie (1,5 mln zł) przeciętnie zarabiający obywatel musiał wydać 62 swoje miesięczne pensje).
Nauczyciele klepali biedę, bo komuna, tak jak Niemcy, nienawidziła inteligencji i upokarzała w każdy możliwy sposób. Wdeptywała ich w ziemię. Liczyli się tylko klasa robotnicza i chłopi.
Niskie płace podczas tej "dyktatury proletariatu" były jedną z form tego upokarzania. Niemalże zrównano pensje dyrektorów i przysłowiowych sprzątaczek. Ten stan trwa zresztą do dziś. 
   W okresie okupacji Związek Sowiecki i Niemcy zlikwidowały elity: profesorów uniwersytetów, ziemian, wyższych urzędników, księży i oficerów, zagarnęli polskie majątki ziemskie usuwając, właścicieli, mordując i zamykając w obozach. Reszty dokonali Sowieci. Przedwojenna inteligencja wyginęła lub została wypędzona za granice Polski. Ci, którzy zostali, a nie chcieli uznać "nadrzędnej roli partii", gnili w więzieniach lub byli gnębieni i zaszczuwani. Był to wróg klasowy, niepotrzebny zresztą, ponieważ trzeba wykształcić swojego "homo sovieticusa" - człowieka zastraszonego, podporządkowanego, który nie zna historii Polski i którym można łatwo manipulować. 
Po władzę sięgnęli ludzie z tzw. czworaków. Komuna wykształciła "swoją" bolszewicką inteligencję, taką, dla której Polska zaczęła się w 1945, bo innej nie znali. Skutki tego odczuwamy do dzisiaj, wystarczy popatrzeć na tych, którzy nami rządzą od czasów powojennych, aż do chwili obecnej.
Było szaro i biednie, a z czasem coraz gorzej. Nieudolnie zarządzana gospodarka zakończyła się tym, że ludzie musieli stać kilka godzin w kolejce, żeby kupić szampon albo buty. Pamiętam entuzjazm, gdy pewnego dnia mama wróciła z wylosowanymi w zakładzie kozakami. Na czym polegało to losowanie nigdy się nie dowiedziałam. Kozaków nikt nigdy nie założył, ponieważ miały zbyt wysoki obcas.
Poza tym ciągle karmiono nas kłamstwem, manipulowano.
Jaruzelski wprowadził w 1981 stan wojenny. Na rzecznika rządu wybrany został obrzydliwy Jerzy Urban, nazwany później "Goebbelsem stanu wojennego". Co tydzień w czasie godzinnej ustawionej, propagandowej pseudo konferencji prasowej pluł Polakom w twarz, kpił  że: "rząd się sam wyżywi".

Plac Wolności 13. Tak ohydnie wyglądała kamienica od strony podwórza. Jak melina.
Na zdjęciu moja mama Aleksandra Adamczyk i synowa Teresy Jaśkiewicz. Dzieci sąsiadów.
Rok 1990/91. 

Nasz kamienica przy Placu Wolności była brzydka i odrapana. Ponieważ nie było wapna, cementu, farb, wszystko było zaniedbanej brudne. Kolejni naczelnicy Opatówka skupiali się na budowie własnych willi, nie na remontach.

Skreślone ręką Teresy Jaśkiewicz, mojej chrzestnej "Oprawa budynku to istny slams"

 Po II wojnie wszystkim, którzy coś posiadali, odebrano wszystko - warsztaty, sklep, fabryki, nie nie pozostawiono nikomu prywatnej własności. Mojej prababci Leokadii Wiewiórkowskiej, która straciła kilkoro dzieci w wojennej zawierusze,  także odebrano sklep, pozbawiono środków do życia (a wychowywała wnuki, dzieci swoich pomordowanych dzieci) i zrobiono tam "Sam spożywczy". Pracowały tam miłe panie, ale w latach 80-tych nie było tam raczej towaru. Dlatego porusza mnie ta propagandowa fotka z czasów PRL-u z półkami uginającymi się od towaru. Tak wyglądał sklep chyba wówczas, gdy miał go odwiedzić naczelnik gminy. Takie postępowanie władz nazywano propagandą sukcesu.

Propagandowa widokówka z czasów PRL-u.

Propaganda sukcesu z czasów komuny. 

Już w 1976 roku komuniści wprowadził kartki na cukier.
28 lutego 1981 wprowadzono kartki na mięso, a 30 kwietnia tego samego roku - także na wszelkie przetwory mięsne oraz masło, mąkę, ryż i kaszę. We wrześniu, system kartkowy objął też mydło, proszek do prania i papier toaletowy. Raz w tygodniu, może raz w miesiącu, nie pamiętam już, dostawałam tabliczkę czekolady. Bardzo na nią czekałam, wychodziłam na schody (były drewniane) i nasłuchiwałam, czy babcia wraca już z zakupami.
Nauczyłam się robić na drutach, tak jak prababcia i babcia, sama, obserwując. Nikt nie miał czasu, aby mnie uczyć. W maturalnej klasie, z rozłożoną na kolanach książką robiłam na drutach swetry, sukienki, byłam samowystarczalna. Jak chciałam cos mieć do ubrania, to musiałam to sobie zrobić.
   W Opatówku było dużo zaniedbanych, biednych dzieci, z patologicznych rodzin. Wszędzie pito alkohol, mężczyźni pili go po pracy, a później leżeli na trawniku przed nasza kamienicą, na ławkach na rynku. 
Takie widoki z okna miałam codziennie, ponieważ na parterze kamienicy była restauracja, a właściwie knajpa, mordownia. Raz babcia wysłała mnie tam z menażkami po obiad. Widok w środku mnie przeraził, przy stolikach pełno podchmielonych, krzykliwych, agresywnych mężczyzn, a pośród nich dwie mamy moich koleżanek z klasy. Jedna z rękoma zanurzonymi w brudnej bebelusze zmywająca talerze i zaczepiana w niewybredny sposób przez tych pijaków, druga uwijająca się pośród nich z talerzami, a ci z lubieżnym uśmiechem klepali ją w pośladek. Obleciał mnie taki strach, że już nigdy tam nie poszłam. 
Władzy "ludowej" chodziło o to, żeby alkohol był tani, łatwo dostępny. Ludzie zapijaczeni, zdemoralizowani nie mieli problemów egzystencjalnych.
Pamiętam tez pochody pierwszomajowe. Nie miałam za bardzo świadomości co to za święto, ale bardzo się cieszyłam na nie, ponieważ po pochodzie, w parku rozstawiano stragany z deficytowymi towarami. Można wtedy było zjeść coś, czego na co dzień nie było. Takim deficytowym towarem był piernik kasztelański. Kawałek suchego, twardego ciasta przełożony jakąś marmoladą. Coś, na co dzisiaj raczej nikt nie spojrzy.  Wtedy wydawał mi się ambrozją.
   Z okien miałam widok na przeciwległą pierzeję rynku, na domki i kamienice po Niemcach i Żydach: "Żydzi w Opatówku". Nikt nie opowiadał o tej nieodległej wówczas przeszłości, o tym, że 80 lat temu Niemcy palili ludzi w piecach. Starano się to kompletnie zatrzeć. Podobnie jak i dzisiaj, w czasach politycznej poprawności.

Dom Tondowskich, Żydów. Plac Wolności 8, kiedyś 7. Opatówek.

   Nie wszędzie wolno mi było chodzić. Były domy, gdzie po wojnie pozostali Niemcy i folksdojcze, chociaż wtedy nie znałam tego słowa. W jednym z nich, naprzeciwko przystanku, zauważyłam interesujące, wybrukowane podwórko i wiedziona ciekawością chciałam tam pójść, ale babcia pociągnęła mnie za rękę i w odpowiedzi na pytanie, które malowało mi się na twarzy, powiedziała z dezaprobatą: "Tam źli ludzie mieszkają". Dzisiaj wiem, że miała na myśli folksdojczów. 
   Dlatego Opatówek kojarzy mi się też z domami "złych ludzi", wielu z nich w czasie komuny wyjeżdżało swobodnie do Niemiec, podczas gdy Polacy nie mieli nawet paszportu w domu. Przy tym domu, na rynku, wystawali całymi godzinami młodzi mężczyźni, rzucając wulgaryzmami i w prymitywny, chamski sposób zaczepiali przechodzących. Wielu z nich już nie żyje. Zabiła ich wódka.
Marzyłam o wyjechaniu stąd, o podróżach, ale nie można było wyjeżdżać za granicę, mogli tylko folksdojcze. 
Pragnęłam uciec od grozy tego miejsca i bólu moich bliskich. Od miejsca, gdzie moja rodzina została wytypowana do eksterminacji. Być z dala od złych domów. Wyjechać i nigdy nie musieć tam wracać.

Małe miasteczka - bywa - nie miewają uroku. Ale fascynują. Czasami złem. Jednak czy zło przypisane jest do miejsca? Nie, piekło nie ma nic wspólnego z miejscem - piekło wiąże się z ludźmi. Może to ludzie są piekłem  - John Marsden "Jutro, kiedy zaczęła się wojna"

Podwórko "złego domu", dzisiaj pozbawione już bruku

Oczywiście wielu nie podzieli moich obserwacji, głownie beneficjenci minionego ustroju. Im było dobrze, za lojalność wobec sowieckiego okupanta płacono stanowiskami, awansami. To ci budują narrację jak wspaniale było za komuny. Jednak pamiętając, że komuna im dała, powinni również wiedzieć, że aby im dać, musiała komuś zabrać. Że był to jednak złodziejski i demoralizujący ustrój.

Post powiązany:





poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Adolf Plötzke / Plecke



15 sierpnia obchodzimy rocznicę Bitwy Warszawskiej. Wielkie zwycięstwo 1920.
Ta "czerwona zaraza" ciągle na nas napadała, niosąc śmierć i zniszczenie. Odwieczny wróg Polaków.
Mój pradziadek musiał uciekać z Warszawy ponieważ brał udział w strajku szkolnym 1905 roku, należał do Narodowego Związku Robotniczego i był "bojowcem". W przeciwnym razie zostałby wywieziony na Syberię. Żył w zaborze rosyjskim i wiedział, czym są bolszewicy, dlatego zawsze zwalczał komunistów i komunę, która powinna być potępiona podobnie jak inne totalitaryzmy, na równi z nazizmem i faszyzmem. Do 1941 Rosjanie mordowali nas w sojuszu z Niemcami, dopóki 22 czerwca ich dotychczasowy ukochany sojusznik Adolf Hitler "zdradziecko" napadł na ich ojczyznę Związek Sowiecki. 
Tego mnie w szkole nie uczono. Sama próbowałam zrozumieć, dlaczego wymordowano moją rodzinę.
Również dlatego o niemieckich ofiarach akcji "Inteligencja" z 1940 nie mówiono po wojnie, ponieważ komuniści nienawidzili inteligencji i zawsze ją mordowali, ilekroć mieli ku temu okazję. Całkiem niedawno odkryto Sandarmoch.
   Pradziadek Stanisław Wiewiórkowski przybył do Opatówka, który był bardzo zniemczony ( właściciel fabryki włókienniczej, w której znajduje się dziś muzeum sprowadził tu 500 niemieckich tkaczy) ale i skomunizowany, działali tu agenci bolszewiccy, m.in członek PPS – miejscowy nauczyciel niemieckiego pochodzenia Adolf Plecke (Plötzke), działając w ramach Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych, prowadził wykłady dla młodzieży, podczas których głosił poglądy, iż "musimy dążyć do ustroju takiego, jaki jest w Rosji" i znajdował wśród biedoty opatóweckiej wielki posłuch. 
     Według meldunku miejscowego policjanta W. Szczeblewskiego, otrzymywał korespondencję i gazety z Moskwy. Poglądy komunistyczne trafiały na podatny grunt, ponieważ w Opatówku było dużo osób bezrobotnych. W dniu 17.08.1936 roku wydział drogowy Sejmiku Kaliskiego wspólnie z zarządem gminy zorganizował dla 100 bezrobotnych roboty publiczne polegające na brukowaniu rynku. W dniach 26–28 sierpnia doszło do wybuchu niezadowolenia. Grupa około 80 bezrobotnych wraz z rodzinami usiłowała wtargnąć do lokalu gminy i pobić wójta Józefa Raszewskiego i pozostały personel. Protestujący, zaagitowani przez braci Józefa i Zenona Dziubińskich, domagali się zapomóg finansowych i dalszego zatrudnienia. Doszło do znieważenia rozpraszających tłum policjantów, wznoszono okrzyki typu "przyjdą tu ruscy, to wam pokażą". 
   Po wojnie wójtem gminy Opatówek został szewc - Feliks Dziubiński, syn Ignacego i Korduli, ur. w Brzezinach 19.11.1885, ożeniony w Opatówku z Marianną z Rogozińskich, synowie Zenon i Józef. Nad wszystkim czuwał sowiecki Wojenny Komendant. Władza została Polakom narzucona, narzucono nowe "autorytety", a sprzeciw groził śmiercią. 
W kraju, gdzie Niemcy i Rosjanie wymordowali polską inteligencję wybór takiej "władzy" był aktem splunięcia Polakom w twarz. Pomordowanych przez Niemców i Rosjan zastąpiono takimi "autorytetami":

za: " ul. Dziubińskiego Feliksa - Nazwy do zmiany - Instytut Pamięci Narodowej" (ipn.gov.pl):
W miejsce samorządu terytorialnego władze komunistyczne tworzyły sieć tzw. gminnych rad narodowych. Ich członkowie pochodzili z improwizowanych naprędce i pozorowanych wyborów, do których dopuszczano tylko ludzi zaakceptowanych przez władze komunistyczne. W takich okolicznościach Dziubiński na początku marca 1945 r. został członkiem Gminnej Rady Narodowej (GRN) w Opatówku – formalnie jako „przedstawiciel spółdzielczości”. Został zarazem przewodniczącym Prezydium GRN. Jako członek PPR/PZPR funkcję tę pełnił również w okresie pełnej dominacji partii komunistycznej w życiu publicznym – po likwidacji opozycji politycznej – do czerwca 1950 roku. Jednocześnie od kwietnia 1945 r. był członkiem Rady Nadzorczej i Zarządu Spółdzielni Spożywców „Przyszłość”/Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Opatówku. Te struktury „spółdzielcze” były już w pełni podporządkowane komunistycznemu państwu i, wbrew nazwom, były zaprzeczeniem prawdziwej spółdzielczości, jaka dotychczas rozwijała się w pod zaborami i w wolnej Polsce – po odzyskaniu niepodległości w 1918 r

        Prezydentem w latach 1947–1952 został Bolesław Bierut, agent NKWD, zbrodniarz komunistyczny,  (wybrany przez Sejm RP po sfałszowanych wyborach parlamentarnych 1947), przywódca PZPR.
   Co zrobiono z przedwojenna spółdzielczością? z ziemiaństwem opatóweckim, kupcami, przemysłowcami? czy choćby sklepikarzami? z każdym, kto cokolwiek posiadał? ile stworzono po wojnie nowych miejsc pracy, których tu nie było przed wojną? Jak powstały powojenne "elity", które rządziły Opatówkiem? 
Uważam, że w budynku po dawnym dworcu kolejowym powinno powstać Światowe Centrum Dokumentacji Osiągnięć Lokalnych Elit PZPR, w którym powinny zostać opisane ich "zasługi". Młodym wyjaśniam czym była Polska Zjednoczona Partia Robotnicza.
PZPR była partią masową, kierującą centralnie zarządzaną i zbiurokratyzowaną gospodarką, sprawującą władzę państwową w sposób totalitarny, dążącą do totalitarnego kontrolowania wszystkich sfer życia społecznego. Po resztę odsyłam do Wikipedii.










Postępowanie nauczyciela Pleckego/Plötzke 






sobota, 13 sierpnia 2022

Ostatni młynarz z młyna w Cieni I. Tomaszewscy. Historia Opatówka i okolic.

autor: D. Pawlikowska

Dzisiaj historia, w której znalazło się kilka poruszających wątków: o chłopcu, którego młodość przypadła  na straszne czasy wojny i który zginął tragiczną śmiercią, nie doczekawszy wolności, o wysiedleniach niemieckich w Opatówku i okolicy, o powojennej Polsce, w której wszystko się zmieniło, ponieważ zniszczono prywatną własność, a majątki sprywatyzowano i o problemie odwiecznego donosicielstwa w czasach, gdy trudno było być Polakiem.

Niemcy bardzo bali się bolszewików, dlatego wszystkich mieszkających na terenach sowieckich chcieli przesiedlić w ramach akcji Heim ins Reich ( pol. Powrót do Rzeszy) na obszary włączone w granice Rzeszy.
Działo się to kosztem wypędzeń Polaków z ich domów i gospodarstw. 7 października 1939 roku opublikowany został tzw. „Dekret o umocnieniu niemieckości”, który stanowił podstawę prawną do sprowadzenia do III Rzeszy ludności niemieckiego pochodzenia mieszkającej zagranicą. Zapoczątkował on wielką akcję wysiedleńczo-kolonizacyjną, w wyniku której rozpoczęto wysiedlanie obywateli polskich oraz zasiedlanie na ich miejsce volksdeutschów z zagranicy.

Do Opatówka tez przybywali przesiedleńcy, do najlepszych domów, na najlepsze gospodarstwa. Adam Neubecker 24.11.1940 otrzymał młyn wodny, który należał do Polaków - Stanisława (był cieślą) i jego brata Konstantego Tomaszewskiego i jego żony Antoniny z domu Gibus. Tym samym Konstanty okazał się być ostatnim młynarzem we młynie w Cieni. W 1943 młyn został rozebrany przez Niemców, maszyny i urządzenia wywiezione.
Konstanty z rodziną został wysiedlony do Tomaszowa Mazowieckiego w gm. Białołęka Dworska pod Warszawą, gdzie zostało zrobione to zdjęcie. Na lewej ręce ma opaskę, jaką musieli nosić Polacy.

Rodzina z Cieni Młyn, Od prawej strony Konstanty Tomaszewski-młynarz, obok niego jego żona Antonina z Gibusów Tomaszewska, na kolanach jej najmłodsza córka Zofia (mama pani Krystyny Velkovej) z lalką, obok jedna z sióstr (Józefa albo Jadwiga). Dalej trzy osoby nieznane- goście i na końcu gospodyni w tym mieszkaniu żona brata dziadka Michalina Chojnacka Tomaszewska.

Rolnik i młynarz Adam Neubecker, syn Friedricha i Anny, ur. w 1855 w miejscowości Stuczanka (osada leśna w Polsce położona w województwie podlaskim, w powiecie augustowskim) otrzymał gospodarstwo w Cieni I pod numerem 32. Był przesiedleńcem z Galicji, Niemcem, ewangelikiem, był żonaty i miał 7 dzieci. Jeden syn był już dorosły i był w Wehrmachcie.

Chałupa w Cieni Młyn, rodzina osadnika niemieckiego Neubecker.
Okres wojny po 1940 roku.


Młyn przynosił Niemcowi dobry zarobek,  tygodniowo 60-80 RM. Zatrudnił się u niego bratanek prawowitego właściciela młyna, Konstantego Tomaszewskiego - Leon Tomaszewski, ur. 1920, dziewiętnastolatek. Wcześniej pomagał w młynie wujowi Konstantemu. Każde dziecko powyżej 14 roku życia musiało pracować na rzecz Niemców. Przed wojną Leon uczył się w Gimnazjum A. Asnyka w Kaliszu i do domu rodzinnego w Stawie nie było mu łatwo dojeżdżać, więc przebywał często w Cieni Młyn i zarabiał przy okazji trochę pieniędzy. Kupił sobie aparat fotograficzny, by później robić zdjęcia, wywołując je w młynie. Dzięki niemu możemy oglądać autentyczne zdjęcia z tego czasu.

Najstarszy syn Neubeckerów należał do NSDAP, stąd ta flaga na kajaku. Kajak miał pochodzić od rodziny Marszałów mieszkających wtedy zaraz przy moście w Opatówku i wypożyczających takie kajaki (mieli dwa). Podobno jeszcze długo jeden z tych kajaków leżał u nich w ogrodzie, przy rzece.
W kajaku na zdjęciu siedzi najstarszy syn Neubeckerów, z przodu jego matka. Został powołany na front wschodni. Nigdy już z niego nie wrócił.

05.06.1942 przeprowadzona w młynie przez  Niemca o nazwisku Otto Clausen kontrola wykazała, że w młynie mieli się mąkę "na czarno" oraz że prowadzone są dwie księgi: jedna, w której podano ilości zboża faktycznie dostarczone do młyna i druga tzw. "łapówkarska" (niem. Schmierbuch). Polacy mogli mielić mąkę tylko na kartki, tzn. do wyznaczonej ilości, która nie zaspokajała ich potrzeb. Neubecker ryzykował więc, przymykając oko na dodatkowe ziarno, poza wyznaczonym limitem.
Oskarżony Neubecker nie przyznał się do winy, twierdząc, że wszystkie sprawy prowadzenia księgowości zlecił Leonowi Tomaszewskiemu, pomocnikowi młynarza, sam będąc zajęty pracą na roli. Sąd stwierdził, że nic nie mogło w młynie dziać się bez jego wiedzy. 

Leon Tomaszewski ur. 1920. Pracował u niemieckiego "osadnika". Zdjęcie z książki Krystyna Velkova "Powrót do macierzy"


Młyn został zamknięty przez żandarmerię, a zboże zarekwirowane. 
Leon Tomaszewski uciekł i żandarmi nie mogli ustalić miejsca jego pobytu. Przesłuchano 43 mieszkańców korzystających z usług młyna, świadków, miedzy innymi w dniu 02.08.1942 Antoniego Żarneckiego, rolnika, ur. 1911, właściciela 1 ha, zamieszkałego na Łódzkiej 20, który zeznał, ze zawiózł do Cieni 39 kg pszenicy do zmielenia. 
Przesłuchano Władysława Małeckiego z Cieni 1, właściciela 11 ha, który dostarczył do młyna 170 kg żyta do zmielenia. Przesłuchiwani nie wiedzieli w jaki sposób księgowano mąkę.

Opatówek
Lista z nazwiskami rolników, którym Neubecker mielił mąkę "na czarno"


I za Krystyną Velkową, pisarką pochodzącą z Cieni:
Kto wydał Neubeckera - Niemca, który - można powiedzieć - pomagał Polakom, mieląc im zboże? Kontrolę sprowadził młynarz, również Niemiec o nazwisku Jerysz (Jerisch) - sąsiad (z dzisiejszej ul. Poniatowskiego). (Można o nich przeczytać tutaj: 
Inwentaryzacja powojenna młyna poniemieckiego w Opatówku, własność: Johan Spiess
Co się stało z Leonem Tomaszewskim? Leon tułał się po różnych miejscach w Polsce, aż trafił do Warszawy, a później do jakiegoś oddziału AK. Potem walczył w Berlinie, gdzie zginął w piwnicy domu, na który spadła bomba. Widocznie szansy na ucieczkę nie mieli i udusili się wszyscy z braku powietrza. Pochowany został tu w Berlinie (mówiono: chowano ich w workach). Po latach siostra odnalazła jego grób.
Zbiorowy grób w którym spoczywa Leon Tomaszewski.
 Cmentarz Berlin Reinickendorf Friedhof



W 1943 roku młyn został rozebrany przez Niemców. Neubecker spędził jakiś czas w więzieniu w Kaliszu, stracił większość zębów (może został pobity lub miał jakiś wypadek?) a później wyjechał do Niemiec.

Akta z 1943 roku:

Die Strafsache gegen Neubecker Adam in Cinia I

Adam Neubecker

Wszystkie materiały pochodzą od wnuczki Konstantego Tomaszewskiego - p. Krystyny Velkovej

piątek, 5 sierpnia 2022

Józef Nowicki z Opatówka 18.04.1900-23.09.1941, więzień Auschwitz



Zwykle opisuję akcję gestapo z dnia 15 kwietnia 1940 na terenie rejencji kaliskiej, ponieważ w jej wyniku aresztowano moich najbliższych. Dzisiaj jednak chciałabym przybliżyć kolejną dużą akcję Niemców z maja 1941, w wyniku której został aresztowany Józef Nowicki z Opatówka, urodzony 18.04.1900, zamordowany 23.09.1941  w Auschwitz.

Na zdjęciu Józef Nowicki z zoną Heleną i córeczkami Marią Teresą i Sabiną (Sabcią)


Józef Nowicki mieszkał w Opatówku przy ulicy Kościuszki 13. 
Sąsiadem państwa Nowickich był B. Rej, który - jak wynika z akt zachowanych w archiwum - był nadzorcą obozu dla Polaków ( nie wiem, o jaki obóz chodzi), a później Żydów w Stawie/ Marchwaczu, państwo Nowiccy nie wiedzieli nic o działalności Reja. Wiadomo było, że nie lubił Polaków, a szczególnie młodzieży, wobec której zachowywał się agresywnie i groził kijem. Nie był opatowianinem, przybył ze wschodu. Można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że to on chciał pozbyć się sąsiada i to on był silą sprawczą aresztowania Nowickiego, a może i innych? np. Zygmunta Piotrowskiego i pozostałych aresztowanych z tego rejonu. Współpracował z komisarzem Opatówka Herwarthem Brake i musiał być w strukturach żandarmerii lub Wehrmachtu. Żona Reja przychodziła do p. Nowickich po mleko.
Pretekstem do aresztowania Józefa Nowickiego i około 400 innych osób z Kalisza i okolicznych miejscowości: Aleksandria, Brudzew, Brzezie, Ceków, Chocz, Dębe, Dobrzec, Godziesze Wielkie, Kościelec, Kościelna Wieś, Kotowiecko, Koźminek, Opatów, Opatówek, Rychnów, Staw, Stawiszyn i Wieruszów było rzekome pobicie niemieckiego policjanta, o które Niemcy oskarżyli miejscową ludność polską. Nic bliższego nie udało się ustalić na temat tego zajścia. 
W odwecie policja niemiecka w nocy z 5 na 6 i z 6 na 7 marca 1941 roku przeprowadziła zakrojone na szeroką skalę aresztowania wśród ludności polskiej.
Nocą łomotano do drzwi i nie podając przyczyny aresztowania zabierano z domów.  Niektórym aresztowanym — jak np. Janowi Śmiłowskiemu (nr 15350), robotnikowi rolnemu z Chocza — powiedziano, że „biorą do pracy”. Akcję tę opisał pracownik naukowy Muzeum Auschwitz  dr B. Piętka w opracowaniu "Transporty Polaków do KL Auschwitz z Kalisza 2 maja 1941 roku i z Łodzi 14 maja 1942 roku".
I cytując autora: "Tylko w samej niewielkiej wiosce Koźminek aresztowano 16 mężczyzn, z których ani jeden nie powrócił po zakończeniu wojny. Wśród aresztowanych znaleźli się ludzie o różnym statusie społecznym: inteligenci, duchowni, rzemieślnicy, robotnicy i rolnicy, reprezentujący cały ówczesny przekrój społeczny i zawodowy powiatu kaliskiego. 
Aresztowanych umieszczono jako zakładników w więzieniu znajdującym się w budynku byłej szkoły powszechnej przy ulicy 3 Maja (...)

Aresztowani w budynku byłej szkoły powszechnej przy ulicy 3 Maja w Kaliszu 
zdjęcie z Archiwum Państwowego w Kaliszu


Placówka Gestapo w Łodzi wydała 1 maja 1941 roku polecenie sformowania transportu do KL Auschwitz. 
W jego skład weszła część osób aresztowanych jako zakładnicy podczas wspomnianej akcji represyjnej. Stanowili oni większość deportowanych. 
Oprócz nich w transporcie  znaleźli się członkowie organizacji podziemnych i osoby zaangażowane w tajne nauczanie. Liczący 204 Polaków transport ekspediowano z Kalisza do KL Auschwitz wczesnym rankiem 2 maja 1941 roku. Jeszcze przed świtem gestapowcy zbudzili krzykiem i biciem przewidzianych do transportu mężczyzn. Ustawiono ich w dwuszeregu na dziedzińcu więziennym, kazano podnieść ręce do góry i w takiej pozie sfotografowano. Fotografie te zamieszczono w niemieckiej prasie z podpisem „Polnische Banditen aus Kalisch” („Polscy bandyci z Kalisza”). Dołączono do nich obszerny opis dokonanych rzekomo przez uwidocznionych na zdjęciach Polaków bandyckich napadów na Niemców.(...)
W latach 1940–1944 wyekspediowano z Kraju Warty do KL Auschwitz 58 transportów bezpośrednich, skierowanych przez placówki niemieckiej policji państwowej z Łodzi i Poznania, a wyekspediowanych z Łodzi, Poznania, Kalisza, Sieradza i Inowrocławia (...)" pisze dr B. Piętka w opracowaniu "Transporty Polaków do KL Auschwitz z Kalisza 2 maja 1941 roku i z Łodzi 14 maja 1942 roku".

"Niemcy przysłali 15 marek do domu, że niby dziadek pracuje i zarabia"


Józef Nowicki wymieniony na stronie 131 opracowania dr Bohdana Piętki z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu pt. "Transporty Polaków do KL Auschwitz z Kalisza 2 maja 1941 roku i z Łodzi 14 maja 1942 roku".

Józef Nowicki, nr w Auschwitz  15297
Zdj. ze strony Muzeum Auschwitz

Prawnuczka Józefa Nowickiego - pani Aleksandra Urbańska wspomina: 

"Niemcy przysłali 15 marek do domu, że niby dziadek pracuje i zarabia. Z Opatówka zabrani byli do Kalisza i przetrzymywani w szkole na ul. 3-go Maja, babcia  - lat 9 wtedy - i jej siostra biegły ze swoją mamą do Kalisza, bo ktoś im powiedział, że zabrali mężczyzn z Opatówka i że był tam ich ojciec. Na dokumentach jest adnotacja, że zabrany jako Polak polityczny. Już nigdy się nie zobaczyli, a prababcia nigdy nie miała drugiego męża. Zachowała się kartka, że zmarł na grypę. Zginął śmiercią męczeńską w klatce 1m/1m. Później dopiero w 1954 r. babcia dostała wszystkie dokumenty. Ta historia w naszej rodzinie miała i ma swoje skutki do dnia dzisiejszego".

Babcia pani Aleksandry - pani Maria Teresa Sieradzka zapamiętała, że ktoś przybiegł z wiadomością, że  Niemcy idą go aresztować, ale on powiedział wówczas, że nic przecież nie zrobił. Niemcy przyszli o świcie i zabrali go z domu.  Wtedy aresztowano jeszcze kilka osób, w tym pana Marszała.

Post o Janie Marszale tutaj: Opatówek 1939. Listy Jana Marszała do przyjaciela

Zachował się gryps Józefa, który kolejarze dostarczyli żonie:

" Żegnam was, wyjeżdżamy do Niemiec, podobno do pracy. Bardzo was proszę szanujcie się i pracujcie, a ja będę się starał niedługo wrócić. Taki los na mnie przyszedł. No ale trudno, los tak chciał. Helcia bądź dzielną kobietą. Szanuj się i pracuj może pan Bóg da..... i rób po swojemu, żeby to gospodarstwo utrzymać i proś Piotrowskiego (sąsiada, rodzina Zygmunta Piotrowskiego - zbiega z Auschwitz- dopisek autorki), żeby ci doradził, jak masz w polu robić. Jestem bardzo zdenerwowany, nie mogę nawet pisać. I jedziemy wszyscy: kulawi, bez ręki i starzy po 60 lat, podobno na 3 miesiące. Żegnam was najukochańsze dzieci, kochana żono i cała moja rodzina, niech was Bóg błogosławi. Bardzo cię proszę Józef (brat żony Heleny, kawaler) zajmij się moimi dziećmi jakbyś był ojcem i Helcią. Staraj się i pracuj, żebyście mieli co jeść. 
Zenuś (najstarszy brat Józefa) doradź im w niektórych ... ( nieczytelne). Takie spotkało nas nieszczęście. Pan Bóg tak chciał. 
Ja jestem bardzo zahartowany, żegnam was, jeszcze raz całuję Tereskę i Sabcię bardzo mocno do....(nieczytelne) ukochani zapominajcie o mnie, a może Pan Bóg da, że wrócę. Całuję cię Helcia, niech was Bóg błogosławi. Żegnam "