Etykiety

środa, 29 września 2021

Kościół katolicki w Stawiszynie w latach okupacji hitlerowskiej wrzesień 1939 - styczeń 1945, Władysław Pilarski


Podejmuję próbę zdobycia informacji na temat osób, których nazwiska zachowały się na sporządzonej przez Niemców liście proskrypcyjnej "wrogów Rzeszy" dla okręgu Kalisza. Ci ludzie, stanowili elitę intelektualną i materialną w swoich miejscowościach. Ich historie wplatające się w historie podkaliskich wsi i miasteczek nigdy nie zostały opisane. Poniższy dokument to opowieść naocznego świadka wojny w Stawiszynie śp. Władysława Pilarskiego i - choć z pewnością subiektywna - przyczynia się do zachowania lokalnej pamięci, która bywa bolesna.

      Serdeczne podziękowania dla pana Tadeusza Pilarskiego za udostępnienie nigdy nie publikowanego rękopisu wspomnień śp. ojca - Władysława. Są one interesującym przykładem indywidualnej pamięci  o przeżyciach okresu wojny oraz okresu stalinizmu. Zestawienie tych opisów - najpierw  okupacji niemieckiej, a następnie sowieckiej, pozwalają porównywać losy jednostki w obliczu różnych form zniewolenia. Zachowano autentyczną pisownię. Zdjęcia pochodzą z kolekcji pana Jerzego Widerskiego. 

Zdjęcia pochodzą z kolekcji pana Jerzego Widerskiego.

Dominika Pawlikowska

WŁADYSŁAW PILARSKI

Cz.I


Kościół katolicki w Stawiszynie w latach okupacji hitlerowskiej wrzesień 1939 - styczeń 1945


W końcu sierpnia i pierwszych dniach września 1939 r. wypełniały Kościół parafialny tłumy wiernych, uciekających z ziem zachodnich Polski i miejscowi parafianie. Wielu też parafian, szczególnie młodych, uciekało na wschód. Musiał też uciekać ówczesny ks. wikary Kazimierz Woźniak, któremu groziło aresztowanie i zapewne rozstrzelanie w związku z wygłaszanymi patriotycznymi kazaniami i postawą wybitnie antyhitlerowską.

Stawiszyn dom parafialny pobudowany w roku 1938
W czasie wojny mieściła się tutaj  niemiecka organizacja
 młodzieżowa NSDAP Hitler-Jugend. 
Zdjęcie ze zbiorów p. Elżbiety i Henryka Celińskich

Pozostał natomiast z wiernymi ks. proboszcz kanonik Bronisław Kozankiewicz, który po odprawieniu 4 września mszy św. w intencji ojczyzny, armii i narodu, gorliwie prosił tłumnie zebranych parafian, by nie uciekali, by pozostali na miejscu, on bowiem nie opuszcza parafii i parafian.
Rozpoczęła się okupacja hitlerowska. Władze niemieckie zezwoliły na odprawianie mszy św. Do pomocy schorowanemu ks. proboszczowi przybył ks. Zenon Wiewiórski.
W pierwsze św. Bożego Narodzenia - w wigilię- zezwolono nawet na pasterkę o północy, najwyższą władzą było wtedy jeszcze wojsko. W krótkim czasie ograniczono zezwolenie na odprawianie mszy św. tylko w niedzielę i to bez wygłaszania kazań. Na każdej mszy św. był żandarm w cywilnym ubraniu.
W dni powszednie msze św. były odprawiane na plebanii w urządzonej kaplicy, naturalnie było to okryte tajemnicą i nieliczni i bardzo zaufani parafianie uczestniczyli w tych nabożeństwach. Wreszcie 8 września 1941 r. kościół został zamknięty dla Polaków, służył natomiast dalej katolikom-Niemcom.

Dla Polaków wstęp był surowo zabroniony. Proboszczem został przybyły ks. Weber, Niemiec z Węgier. I dobrze, że choć tak się stało, to o kościół dbano, nic nie zostało zniszczone, czy wywiezione. Słyszeliśmy też nadal głos naszych dzwonów, zakupionych w 1938 r.

Kościół katolicki w Stawiszynie w latach okupacji hitlerowskiej wrzesień 1939 - styczeń 1945
Stawiszyn ks. Zenon Wiewiórski
Fotografia ze zbiorów p.Elżbiety i Henryka
Celińskich

Dopóki dzwoniły, dodawały nam Polakom otuchy. Lecz popłynęły też łzy, kiedy to w czerwcu 1940 r. ogłaszały Niemcom radość z powodu wkroczenia armii hitlerowskiej do Paryża. Oni się cieszyli, Polacy smucili. Oddalał się czas klęski Hitlera. Wreszcie i dzwony zamilkły, zabrali je Niemcy i wywieźli do Niemiec, zostawiając najmniejszy z nich, zakupiony przez dzieci - "Stanisław". On choć mały, dodawał nam otuchy. Starzy ludzie mówili: "gdy dzwony zabierają, to koniec Niemców bliski. Tak było w 1 wojnę światową, też zabrali nam dzwony, też zostawili najmniejszy i pomścili klęskę". I tymi słowy pocieszano się wzajemnie. Jak potoczyło się życie naszych kapłanów po zamknięciu kościoła dla Polaków. Ks. Zenonowi Wiewiórskiemu - miał to szczęście - zlecili Niemcy probostwo w Dębem. Był to kościół dla Polaków obejmujący duszpasterstwami duży rejon powiatu kaliskiego również parafię Stawiszyn. Naturalnie można było pojechać w niedzielę na mszę św., lecz bardzo często urządzali wtedy Niemcy w Dębem i na drogach prowadzących do Dębów tak zwane ,,łapanki".

Szczególnie młodzi wyłapani. byli wywożeni na przymusowe roboty do Niemiec. W tymże kościele odbywały się chrzty dzieci polskich i śluby, choć te były rzadkością w czasach okupacji. W dodatku Polacy, którzy chcieli zawrzeć związek małżeński, musieli ukończyć 26 lat niewiasta, 29 lat mężczyzna. Należy zaznaczyć też, że chrzczone polskie dziecko musiało mieć na drugie imię Kazimierz - chłopiec, Kazimiera - dziewczynka.

Pogrzeby natomiast odbywały się w parafiach bez udziału kapłana.
Ks. Zenon Wiewiórski musiał co tydzień meldować się w Kaliszu w "gestapo" (tajna państwowa policja) i jak często wspominał, jechał zawsze z myślą, że może już nie wrócić. Szczęśliwie przeżył czasy okupacji. 
Ks. Kanonik Bronisław Kozankiewicz - proboszcz, po zajęciu budynku plebanii przez Niemców i urządzaniu tam przedszkola dla dzieci niemieckich, skorzystał z zamieszkania w domu starców przy ul. Kaliskiej 14 (dziś Poradnia „K”) prowadzonym przez siostry zakonne. Jednak nie długo cieszył się spokojem. W grudniu 1941 przyjechało do Stawiszyna tak zwane ,,czarne" auto, co oznaczało, że będzie działo się coś strasznego.

ksiądz Bronisław Kozankiewicz w 1938,
 zamordowany wraz z pensjonariuszami
domu starców w 1941

Faktycznie to się stało. Niemcy przyjechali likwidować domy starców, a były dwa. Najpierw załadowano starców wraz z ks. kan. Bronisławem Kozankiewiczem z domu przy ul. Kaliskiej 14, który prowadziły Siostry Służebniczki Najświętszej Marii Panny z Liskowa*, a następnie zrobiono to samo ze starcami w domu starców przy ul. Kościelnej 10.


 Dom starców, ulica Kaliska 14, drugi z lewej, za słupem elektr. Siostry przy domu miały duży sad i ogród, można było kupić od sióstr owoce, warzywa i kwiaty. Dzień 04.12.1941 był dniem tragicznym. Niemcy przyjechali samochodem, który służył im do mordowania ludzi, rura wydechowa ze spalinami była zamontowana do wewnątrz samochodu i spalinami mordowali ludzi. Zdjęcie i opis, własność: Jerzy Widerski


Autobus skierował się w stronę Pleszewa i prawdopodobnie, zagazowanych (do tych celów przeznaczony był taki autobus) w drodze starców i zwłoki księdza zakopano w lasach gołuchowskich.

Nie spoczęły więc zwłoki księdza kanonika Bronisława Kozankiewicza, kapłana proboszcza w parafii, w  której pełnił posługę duszpasterską przez 30 lat, w grobowcu na tutejszym cmentarzu parafialnym, w którym spoczywają zwłoki Jego rodziców.

Przed II wojną światową stała w parku parafialnym kapliczka, wybudowana w 1881r przez proboszcza Ks. Meyera, na której cokole była umieszczana figura Matki Boskiej. Wiosną czy jesienią 1942 grupa Niemców postanowiła  zniszczyć kapliczkę, a byli to: Jans - właściciel restauracji, która mieściła się w domu prawie naprzeciwko figury (w domu tym mieszka obecnie p. Eugeniusz Popiołek ul. Kaliska), Berendt - nauczyciel, Heinrich, Bose i Benzke. Popiwszy alkoholu udali się do parku, założyli łańcuch na figurkę Matki Boskiej i mocno uradowani  ściągnęli Ją na ziemię, którą następnie wrzucili do obok znajdującego się stawku. Figurka na szczęście nie rozpadła się.  

Następnie jeden z Niemców, Benzke, zaczął strzelać do jednego z obrazów umieszczonych na bocznych ścianach kapliczki, jak do strzelniczej tarczy, a strzelał podobno bardzo celnie. Całą też kapliczkę w niedługim czasie rozebrano. 

Nie długo dane było tym Niemcom cieszyć się życiem.

Nauczyciel Berendt w krótkim czasie zachorował na raka krtani i zmarł. Pozostali, kolejno powołani do służby wojskowej, zginęli na wschodnim froncie. My, Polacy, widzieliśmy w tym kare Bożą za ich bestialski czyn. W lecie, gdy woda w strumyku opadła, figurka Matki Boskiej stała się widoczna. Wydobyto ją i przeniesiono do kościoła, na co musiał wyrazić zgodę ówczesny ksiądz – Weber, Niemiec, sprawujący funkcje proboszcza. Ksiądz ten odważył się też na przyjęcie i przechowanie w kościele figury Matki Bożej, zdając sobie sprawę, że to było dla niego bardzo niebezpieczne. Naturalnie zachowano przy tym wszelkie środki ostrożności.  

Po wojnie w 1949 r. postawiono na tym samym miejscu nowa kapliczkę, choć w innym stylu, na której zajęła miejsce figurka Matki Boskiej, szczęśliwie uratowana przed zniszczeniem.  Do czasu wysiedlenia ks. Kanonika Br. Kozankiewicza z plebanii, odwiedziłem od czasu do czasu ks. proboszcza zachowując wielka ostrożność, ponieważ miałem przy sobie gazetkę organizacji podziemnej “ZWZ - Armia Krajowa”, której byłem żołnierzem i komendantem Placówki Stawiszyn.  

Jednego razu siedzimy przy stole, ks. kanonik czyta z wielkim zainteresowaniem gazetkę. Wtedy wchodzi do pokoju gosposia, blada, trzęsąca się i mówi szeptem: “Księżulku, żandarmi”! Ks. Bardzo - wydawało się - spokojny, kładzie gazetkę pod serwetkę i “Proś” mówi. Wchodzą dwaj, ale nie żandarmi, nie gestapowcy, lecz oficerowie wojska niemieckiego, salutują i pytają, czy ks. proboszcz wyrazi zgodę, by na kilka dni zostali zakwaterowani żołnierze, naturalnie niemieccy, na sali Domu Parafialnego. Zapewniali tez, że będzie utrzymany ład i porządek. Ks. kanonik wyraził zgodę, nie mógł przecież odmówić, bo Niemcy mogli bez zwracania się do ks. Proboszcza o wyrażenie zgody, zająć salę i ksiądz też by na to nic nie mógł poradzić. Oficerowie podziękowali, zasalutowali i wyszli.  

A czy kto może sobie wyobrazić, co myśmy przeżyli przez te chwilę od wejścia gosposi do momentu zobaczenia kto i w jakim celu przyszedł ?!!! 

Jeszcze jedno wydarzenie, które miało miejsce już po wyzwoleniu Stawiszyna w styczniu 1945 roku. Otóż przybył do Stawiszyna niby ksiądz. Wierni zebrali się w kościele, on prowadził modlitwy, 
wygłaszał kazania, spowiadał, udzielał Komunii Świętej, udzielił nawet jednej parze ślubu, ale nie odprawiał Mszy Świętej, co wzbudziło u niektórych parafian podejrzenia, że to może być nie ksiądz.

Na szczęście przybył do Stawiszyna, by odwiedzić parafię i niektórych bliższych parafian przedostatni przed wojną wikary ks. Władysław Siepka. Przy pierwszym spotkaniu z parafianami dowiedział się o przybyłym podejrzanym księdzu i bezzwłocznie poszedł do kościoła, zastał go w zakrystii, wylegitymował go i okazało się, że to żaden ksiądz. Źle też się stało, że ks. Siepka umożliwił mu ucieczkę. Pogoń parafian za oszustem nie odniosła skutku. Ks. Siepka udzielił też ślubu wyżej wspomnianej parze. Ale jak się okazało, ten ślub też był nieważny, ponieważ ks. Siepka, jak to sam stwierdził, nie miał wtedy uprawnień udzielić w tej parafii ślubu.

Ks. Władysław Siepka, kleryk Stefan Magnuszewski

Kleryk Stefan Magnuszewski ze Stawiszyna ur.w 1912 r.
Zginął w niemieckim obozie zagłady Soldau
 w dn 27.05.1940 r.
 zdjęcie z albumu rodzinnego p. Klaudiusza Jaworskiego

Po objęciu probostwa przez pierwszego po wojnie proboszcz ks. Aleksego Chrulewicza para ta musiała ponownie zawrzeć kościelny, tym razem już prawny związek małżeński. Ks. Władysław Siepka ukrywał się przez cały czas okupacji hitlerowskiej, szczęśliwie przeżył ten okrutny czas, ale postępująca choroba, gruźlica, nie dała mu długo cieszyć się życiem w wolnej ojczyźnie. Zmarł w swojej rodzinnej wiosce koło Tuliszkowa powiat Turek w 1946 roku. W Tuliszkowie na cmentarzu pochowano jego zwłoki. W pogrzebie wzięła też udział delegacja parafii Stawiszyn oraz chór kościelny.

Władysław Pilarski

*w tym budynku Niemcy urządzili izbę porodowa dla niemieckich kobiet, które zjeżdżały tu z całego okręgu. Położną była folksdojczka Apolonia Wasiński.



Post powiązany Henryk Łowicki 1889 - 1941, burmistrz Stawiszyna, ofiara Akcji Inteligencja, zamordowany w Mauthausen-Gusen

Część I opowieści pana Pilarskiego tutaj: Kościół katolicki w Stawiszynie w latach okupacji hitlerowskiej wrzesień 1939 - styczeń 1945, Władysław Pilarski

Część II opowieści Stawiszyn w latach poprzedzających wybuch II wojny światowej w 1939 i w czasach okupacji hitlerowskiej 1939-1945 

Część III Ruch oporu w czasie okupacji hitlerowskiej w Stawiszynie i okolicznych wioskach 

Część IV Stawiszyn po ucieczce Niemców i wyzwoleniu w styczniu 1945 , Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza Warta


niedziela, 26 września 2021

Henryk Łowicki 1889 - 1941, burmistrz Stawiszyna, ofiara Akcji Inteligencja, zamordowany w Mauthausen-Gusen

    Henryk Łowicki

Przy okazji spisywania historii rodzinnych, napotykam na inne informacje, które warte są zainteresowania i poszerzają obraz przedwojennej i wojennej historii Wielkopolski. Interesują mnie losy innych osób z okolic Kalisza, które wraz z moim dziadkiem znalazły się liście proskrypcyjnej i padły ofiarą nazistowskiego terroru. Byli to ludzie najbardziej zasłużeni dla swoich miejscowości, którzy za swoją działalność zapłacili życiem, a  zostali zapomniani na 80 lat. Dlaczego? próbuję na to pytanie odpowiedzieć tutaj.
I tak dotarłam do pana Jerzego Widerskiego, któremu zawdzięczam informacje na temat burmistrza Stawiszyna Henryka Łowickiego oraz na temat sytuacji panującej w miasteczku przed wybuchem II wojny światowej iw czasach okupacji.

Od prawej Janiszewski Jan, Laks Mojżesz, Grzmilas Szymon, Łowicki Henryk - burmistrz, Kasprowicz Ignacy, Tomaszewski Adam, Sieradzki Władysław, u góry od prawej Brener Abe, Iwankiewicz Stefan, Bajdenkopf Józef , Sztark Ernest - ewangelik, Kulas Władysław - kierownik szkoły, Keller Teofil, Małecki Jan, Glapiński Marcin.
Rada Miasta Stawiszyna 1932 r. Fotografia ofiarowana przez p.Annę Hofman
 do muzeum harcerskiego. 

Do powyższej fotografii dołączono opis osób wchodzących w skład Rady Miejskiej, wskazujący na wielokulturowość miasteczka. W jej skład wchodzili Polacy, Żydzi i osoby pochodzenia niemieckiego. Od prawej Janiszewski Jan, Laks Mojżesz, Grzmilas Szymon, Łowicki Henryk - burmistrz, Kasprowicz Ignacy, Tomaszewski Adam, Sieradzki Władysław, u góry od prawej Brener Abe, Iwankiewicz Stefan, Bajdenkopf Józef , Sztark Ernest - ewangelik, Kulas Władysław - kierownik szkoły, Keller Teofil, Małecki Jan, Glapiński Marcin. 

Henryk Łowicki urodził się 8.7.1889 w Stawiszynie, został zamordowany 29.01.1941 w Mauthausen-Gusen. Jego ojcem chrzestnym był Edward Knor ur.1850, który był burmistrzem Stawiszyna i zmarł w 1917. Można więc z przymrużeniem oka stwierdzić, że Henryk Łowicki poszedł w ślady swojego wujka i również został wybrany na burmistrza Stawiszyna w latach 1928 -1939.
Przyszedł na świat w patriotycznej, znacznej rodzinie od pokoleń żyjącej w Stawiszynie. Jego ojciec Wiktor był naczelnikiem poczty w Stawiszynie, która była wówczas pocztą konną. 
Dlaczego aresztowano go w kwietniu 1940 ? 
Odpowiedz znajdziemy w dossier przygotowanym na jego temat przez Niemców, którzy umieścili go na liście proskrypcyjnej w ramach przeprowadzanej wiosną 1940 Akcji Inteligencja. Widać, że był solą w oku miejscowych Niemców. Czym była lista proskrypcyjna można przeczytać tutaj.
Na liście proskrypcyjnej  napisali o nim: 
"Z racji pełnionej funkcji jako były burmistrz zasłużył się bardzo w polonizowaniu tego terenu. Bardzo zaangażowany politycznie. Jego jątrząca propaganda przeciwko wszystkiemu, co niemieckie jest tu jeszcze w pamięci. Według jego wypowiedzi oczekuje, że wkrótce znów będzie polskim burmistrzem. Ponieważ ciągle jeszcze może wywierać negatywny wpływ na polską ludność musi być traktowany jako podejrzany"

 

Lista proskrypcyjna sporządzona przez Niemców
 z nazwiskiem Henryka Łowickiego

Niemcy byli doskonale poinformowani w lokalnych stosunkach. Już poczuli się "Herrenvolkiem" - panami tej ziemi i potrzebowali „przestrzeni życiowej”. Wiedzieli, kto działał w organizacjach patriotycznych czy paramilitarnych takich jak np. „Strzelec” czy „Sokół”, kto słucha polskiego radia, kto odgraża się, że tu jeszcze będzie Polska. Prawdopodobnie mieli dostęp do polskich archiwów i wiedzieli, kto był weteranem wojskowym, organizuje konspirację, posiada broń, majątek, który miejscowi Niemcy chcieli przejąć, kto posiada wykształcenie bądź autorytet wśród miejscowych etc. W każdej wsi, mieście i miasteczku sporządzili listę osób, która stała na przeszkodzie do zawładnięcia tą ziemią.
Umieszczenie na liście proskrypcyjnej równało się wyrokowi śmierci.
Długa jest lista osób umieszczonych w ramach "Akcji Inteligencja" na ocalałej liście wrogów Rzeszy i aresztowanych w dniu 15 kwietnia 1940 ze Stawiszyna.

To aż 26 mężczyzn. Oprócz burmistrza Henryka Łowickiego nauczyciele: Bronisław Bryński, Franciszek Bik, Władysław Kulas, Stanisław Herman, urzędnicy gminni jak Józef Krzewski i Józef Danielczyk, Władysław Krokorski, radny Franciszek Kostera, aptekarz Adam Kobza, właściciel drogerii Józef Napruszewski, działacze społeczni, rzemieślnicy: Konstanty Grala, członkowie straży pożarnej, Związku Strzeleckiego, weterani wojny, posiadacze ziemscy: Franciszek Boncler i Kazimierz Janiszewski, kupcy: Zygmunt Konieczko, Tomasz Kołodziejczak, przemysłowcy.

Wszyscy umieszczeni na liście pojechali do Dachau, a później większość z nich do Mauthausen Gusen, jednego z najstraszliwszych obozów koncentracyjnych, katowni polskiej inteligencji, drugiego Katynia i już nigdy stamtąd nie wrócili. Czym był obóz Gusen tutaj.

Komendant straży i burmistrz Stawiszyna Henryk Łowicki
wita na rynku dostojnych gości. Prawdopodobnie Sławoja-Składkowskiego
 Stawiszyn lata 1930-te. 
Burmistrz tak "ugadał" żonę
 premiera Jadwigę, że ufundowała zegar na ratuszu

Henryk Łowicki służył w wojsku carskim, był to czas zaborów. Prawdopodobnie uciekł z tego wojska, ponieważ później ukrywał się. Było to gdzieś na wschodzie. Pomagała mu Nina Janina Trunów ur. 1895 zm. 1964. Obiecał Ninie, że jak przeżyje, to zabierze ją do Polski i ożeni się z nią, co uczynił. Była wyznania prawosławnego. Nina jest pochowana w grobowcu rodzinnym na cmentarzu w Stawiszynie. 
Henry Łowicki 1889-1941

Jako burmistrz zajmował się sprawami sportu, z jego inicjatywy o w 1928 roku wybrano teren i rozpoczęły się pierwsze prace związane z budową boiska, szatni, ogrodzenia. Prace trwały 7 lat. W latach 1930 – 1936 był Prezesem klubu sportowego „Pogoń”.
Był prezesem, a później naczelnikiem straży pożarnej. Przyczynił się do jej rozwoju, usprawnienia i zmotoryzowania. Był sekretarzem Okręgowego Związku  Straży Pożarnych powiatu kaliskiego oraz komendantem rejonu. Za tę działalność został odznaczony  "Srebrnym Medalem Zasługi".
Henryk Łowicki był też założycielem Związku Strzeleckiego. Komendantem Strzelców był plutonowy Adam Bugaj, instruktorem Jan Głowiński zastępca plutonowy Władysław Jagiełło.

Zdjęcie ze zbiorów p .Leszka Bąclera , na odwrocie zdjęcia podpis: Marcin Majewski.
 Zdjęcie z lat 1930, na fotografii straż pożarna i może organizacja Strzelca.
Dzięki uprzejmości pana J. Widerskiego.

W obozie koncentracyjnym Dachau otrzymał numer w Dachau 6048. W dniu 5.06.1940 przeniesiony do Mauthausen-Gusen, gdzie został zamordowany 29.01.1942
Według pana Jerzego Widerskiego, jego prochy zostały przysłane przez Niemców do Stawiszyna i tu odbył się pogrzeb, który zgromadził wielu mieszkańców Stawiszyna i okolic. Po tym pogrzebie Niemcy zabronili urządzania pogrzebów osób zamordowanych w obozach koncentracyjnych.

Ochronka dla dzieci prowadzona przez siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP sprowadzonych do Stawiszyna z Liskowa, fotografia z 1936 roku.

Na zdjęciu: Ochronka dla dzieci prowadzona przez siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP sprowadzonych do Stawiszyna z Liskowa, fotografia z 1936 roku. Ochronka była w drewnianym parterowym domu przy kościele katolickim ul. Kościelna 10. Na fotografii siostra zakonna i burmistrz Stawiszyna Henryk Łowicki. Zdjęcie ze zbiorów rodzinnych p. Sławomira Karwackiego, dzięki uprzejmości p. J. Widerskiego

Wraz z panem Jerzym Widerskim chodzimy po cmentarzu, mimo wrześniowej pogody świeci piękne słońce. Pan Jerzy, skoligacony z wieloma znakomitymi starymi rodami w Stawiszynie, w tym z Łowickim - Henryk był bratem jego prababci, pokazuje mi grób Henryka Łowickiego i jego żony. Sam porządkuje grób, ufundował tablicę burmistrzowi, na tablicy znalazła się jednak błędna data śmierci, więc będzie okazja naprawić błąd. Pan Jerzy porządkuje także inne groby, usuwa zarośla, naprawia pęknięte tablice...


grób Henryka Łowickiego w Stawiszynie


Tablica nagrobna zamordowanego przez Niemców
burmistrza Stawiszyna

" Burmistrz Henryk Łowicki szczególną uwagę przywiązywał do higieny i czystości w mieście. W każdą sobotę przed każdym domem było sprzątane, ulice były brukowane kamieniami, były rynsztoki, które musiały być co sobotę pobielone wapnem. Za bałagan były kary. Wprowadzono też szarwark, każdy właściciel domu w Stawiszynie musiał przepracować dla miasta jeden dzień, jeżeli nie mógł to wynajmował kogoś kto za niego pracował. W ten sposób sporo zrobiono w mieście. Wiem że burmistrz pomagał ubogim. Sprzedał 50 mórg ziemi rodzinnej to ok 25 ha. z tych pieniędzy dawał zapomogę bezrobotnym. Był wesołym człowiekiem, lubił bale na których przewodził. Gdy został wybranym w 1924 roku prezesem, a w 1929 komendantem Straży Pożarnej w Stawiszynie to straż była u niego na pierwszym miejscu." Zródło: https://stawiszyn.istrefa.com/topic/stawiszyn-na-co-dzie%C5%84/historia-stawiszyna/6/

 

pierwszy od prawej Wiktor Łowicki - ojciec Henryka,
 a prapradziadek pana Widerskiego - przed budynkiem poczty


Burmistrz Łowicki nigdy nie został właściwie upamiętniony w Stawiszynie, a jego zasługi dla miasta oczekują na obszerną monografię. Ale to już pozostawiam historykom. Chociaż, jeśli czas pozwoli przeszukam archiwa, ponieważ jest to bardzo interesująca postać.

Sprawozdanie gospodarcze Samorządu Miejskiego  w Stawiszynie z wykonanych prac w 1935 i 36
Sprawozdanie gospodarcze Samorządu Miejskiego
 w Stawiszynie z wykonanych prac w 1935 i 36

Serdeczne podziękowania za podzielenie się wiedzą wyrażam panu Jerzemu Widerskiemu, nieocenionemu regionaliście i wielce szlachetnemu człowiekowi. 

autor: Dominika Pawlikowska

oraz

środa, 22 września 2021

Konstanty Grala, więzień Dachau numer 6243, ofiara "Akcji Inteligencja", Stawiszyn

autor: Dominika Pawlikowska

Długa jest lista osób aresztowanych w ramach "Akcji Inteligencja" w dniu 15 kwietnia 1940 ze Stawiszyna. 
To aż 26 mężczyzn. 
Burmistrz Henryk Łowicki, nauczyciele: Bronisław Bryński, Franciszek Bik, Władysław Kulas, Stanisław Herman, urzędnicy gminni jak Józef Krzewski i Józef Danielczyk, Władysław Krokorski, aptekarz Adam Kobza, właściciel drogerii Józef Napruszewski, działacze społeczni, rzemieślnicy, członkowie straży pożarnej, Związku Strzeleckiego, weterani wojny, posiadacze ziemscy: Franciszek Boncler i Kazimierz Janiszewski, kupcy: Zygmunt Konieczko, Tomasz Kołodziejczak, przemysłowcy. 

Na skutek wymordowania w obozach koncentracyjnych Dachau, Mauthausen-Gusen i innych zniknęła istotna tkanka społeczności tego miasteczka, jego elita intelektualna i materialna. 
Listy proskrypcyjne sporządzane były w największej tajemnicy przez miejscowych, zadomowionych tu  Niemców, przez miejscowy Selbstschutz. Oskarżeni byli o "uprawianie propagandy antyniemieckiej", "przekazywanie wiadomości mających charakter polityczny", "gromadzenie się na zebraniach", "postawę antyniemiecką". Pośród żyjących tu Niemców działali na rzecz ugruntowania polskości i to było poczytywane jako "działalność antyniemiecka". To przewrotne i kłamliwe określenie stosowano wobec tych, którzy w okresie międzywojennym działali na rzecz polskości oraz w stosunku do tych, którzy w pierwszych dniach inwazji Niemiec na Polskę wystąpili czynnie przeciwko dywersji niemieckiej.  
Synowie, ojcowie osieroconych rodzin nie doczekali się nawet wzmianki na kartach lokalnej historii, ponieważ w Stawiszynie nic nie przypomina o tych ludziach, o popełnionym na nich mordzie, poza obeliskiem, który poświęcono "poległym", nie wymienionym z nazwiska i nie wiadomo w jakich wojnach. Słowo "polegli" sugeruje, że poświęcono go czynnym żołnierzom, którzy walczyli na polu walki.
Takie obeliski służą lokalnej władzy do "odhaczenia" rocznic i zrobienia sobie zdjęć z kwiatami na ich tle. Niczego nie dowiemy się też o tym fragmencie lokalnej historii ze strony internetowej urzędu gminy, ani lokalnej biblioteki. Nie powstała na ten temat żadna książka ani broszura. Dlaczego przez 80 lat od wojny tego nie zrobiono? Proszę kliknąć w link: pamięć.


Dzięki wspaniałemu miłośnikowi lokalnej historii, regionaliście  - panu Jerzemu Widerskiemu docieram do rodziny Konstantego Grali, aby podzielić się z nią moją wiedzą na temat listy i posłuchać ich historii. Pani Anna Ulatowska, emerytowana nauczycielka szkoły w Kokaninie opowiada mi spokojnym, ciepłym głosem historię, po której do 3 nad ranem nie mogę zasnąć.
Jej ojciec przeżył obóz Dachau, w którym spędził 5 lat. Pani Anna mówi, że przed aresztowaniem ojciec prowadził nasłuch radiowy w zaufanym gronie.

Konstanty Grala, Gdynia, 1937

Konstanty Grala urodził się 19.10.1913 w Jankowie gm. Blizanów, jako syn Marcina i Marii z Kinów . W okresie młodzieńczym uczył się rzemiosła, później pracował w Gdyni i za zarobione tam pieniądze, po powrocie kupił zakład fryzjerski w Kaliszu. Później nadarzyła się okazja i odkupił zakład fryzjerski od Rudolfa-Hermana Buksza w Stawiszynie, ul Kaliska 2.  Buksz był felczerem i fryzjerem pochodzenia niemieckiego. 

Zakład fryzjerski w Stawiszynie, ulica Kaliska 2,
 odkupiony od Rudolfa Buksza przez K.Gralę. Widoczny napis - 
"Starszy felczer Buksz"
Uwagę zwraca siedzący na progu Żyd
.

Stawiszyn, ulica Kaliska 2, tak kamienica wygląda dzisiaj,
wrzesień 2021

Konstanty Grala znalazł się na liście proskrypcyjnej "wrogów Rzeszy", której fragment ze 160 nazwiskami ocalał. Wszyscy umieszczeni na tej liście zostali aresztowani  w dniu 15 maja 1940 roku, przetrzymywani w Hali Targowej braci Szrajer (dzisiejsza galeria handlowa Tęcza), a następnie "transportem łódzkim" zawiezieni do obozu Dachau.

Fragment listy proskrypcyjnej z nazwiskami ze Stawiszyna,
 nazwisko Konstantego Grali zostało przekręcone,
Niemcy pisali "ze słuchu"

Aresztowany wraz z setkami innych w okolicy w dniu 15 kwietnia 1940, 26 kwietnia transport przybył do obozu koncentracyjnego Dachau, Konstanty Grala otrzymał numer obozowy 6243.

W Dachau został przydzielony do komanda uprawiającego przyobozowe pole, na którym uprawiano warzywa. Na tym polu pracował niezależnie od pogody, w upale, deszczu i mrozie. Ciągle pilnowani jeńcy nie mogli na polu zjeść nawet jednego surowego ziemniaka. Trzy razy był sadystycznie torturowany karą słupka, polegająca na tym, że nieszczęśnika wieszano na haku na wysokości uniemożliwiającej oparcie się stopami o ziemię. We wrześniu 1942 wybrano go do przeprowadzenia na jego osobie eksperymentów pseudomedycznych, Wystawiano go na ukąszenia zarażonych tyfusem komarów. Jedna trzecia ofiar tego eksperymentu zmarła, a szczególnie tragiczny był los tych, którzy mieli być tylko dawcami zakażonej krwi - 95 proc. nie przeżyło. Więcej o eksperymentach tutaj. 

28.10.1975 rodzina otrzymała dokumenty na temat tych eksperymentów z Archiwum Arolsen: „W dniu 25 lutego 43 roku został przekazany do szpitala więziennego na blok tyfusowy obozu koncentracyjnego Dachau, w dniu 17 marca 43 roku zwolniony ze szpitala więziennego. W dniu 26 lipca 43 roku na podstawie prześwietlenia Rentgena poddany kontroli. W dniu 17 grudnia 43 roku ponownie przekazany do szpitala więziennego z temperaturą, w dniu 23 grudnia, jako zdolny do pracy, został zwolniony ze szpitala więziennego. W dniu 16 kwietnia 45 roku przekazany do szpitala więziennego, w dniu 4 maja 45 do szpitala ewakuacyjnego Dachau (szpital U.S.A) z rozpoznaniem: tyfusowa gorączka epidemiczna. W dniu 11 czerwca 45 roku przekazany do 127 szpitala ewakuacyjnego Dachau”. 

Dokument przysłany w 1975 z Archiwum Arolsen potwierdzający fakt
 przeprowadzania eksperymentów pseudomedycznych
na p. K. Grali w obozie Dachau

Po zakwalifikowaniu przez Niemców do doświadczeń pseudomedycznych został przeniesiony do pracy pod dachem, gdzie cerował obozowe pasiaki. Tam nie był bity i nie musiał uważac, czy za chwilę strażnik nie potraktuje go bykowcem.

W obozie spośród osób aresztowanych ze Stawiszyna największy kontakt miał z księdzem Kazimierzem Woźniakiem (1908-1975), który zataił w obozie fakt bycia księdzem i mieszkał w baraku z innym więźniami. Ksiądz Woźniak przeżył obóz i po wojnie został w Niemczech w Hamm.

Ks. Woźniak na fotografii podarowanej K.Grali w 1965,
z dopiskiem "Byłem tam w tym roku. Dziś stoi tu kaplica
przebłagania i z tyłu jest klasztor. Fotografia wykonana
 za blokiem 30 w Dachau, na przedłużeniu
 drogi obozowej - drogi śmierci".

29 kwietnia 1945 roku Amerykanie wyzwolili obóz, K. Grala nie pamiętał tego momentu, ponieważ był bardzo chory, zarażony tyfusem i nie był świadomy że nadeszła wolność. 

Po wojnie był gnębiony przez UB, ponieważ nie chciał się zgodzić na przejęcie zakładu przez państwową spółdzielnię.

Dopiero kiedy był już starszym, schorowanym człowiekiem chwycił za pióro i skreślił wspomnienie pierwszej wigilii spędzonej w obozie: „Postanowiliśmy urządzić po wieczornym apelu w bloku 16 w izbie 3 wieczór wigilijny nazywany jasełkami. Wybrano grupę około 20 osób do której włączono i mnie. Każdy z nas miał przydzieloną odpowiednią rolę. Jedni śpiewali kolędy, inni recytowali wiersze. Dano mi do odczytania wiersz napisany przez nieznanego mi autora. Ponieważ każda izba składała się z dwóch pomieszczeń jedno- sypialnia zapełniona łóżkami, a drugie to jadalnia gdzie stały stoły i taborety. Między jednym pomieszczeniem a drugim nad drzwiami był otwór, który tym razem posłużył za głośnik radiowy, jadalnia więc była widownią dla publiczności, a sypialnia sceną. My artyści, żeby odegrać swoje role nie mogliśmy widzieć widowni, która przedstawiała obraz nieopisanej rozpaczy. Nie chciałbym więcej widzieć i nikomu nie życzę oglądać zbiorowiska dorosłych ludzi, którzy daleko od swojej Ojczyzny, odseparowani od najbliższych, łkali i szlochali, jak małe dzieci”. Jeńcy recytowali wiersze, inni śpiewali kolędy, a cały program artystyczny tego podniosłego wieczoru ułożył spiker Polskiego Radia z Bydgoszczy, nieznany z nazwiska, który ułożył też orędzie, mające podtrzymać jeńców na duchu, zagrzewające do przetrwania. Następnego dnia ten człowiek już nie żył, przytoczę kolejny fragment wspomnień pana Grali: ”Jakie było nasze przygnębienie, gdy na drugi dzień, w pierwszy dzień Bożego Narodzenia oglądaliśmy go martwego, trzymającego się drutów wysokiego napięcia okalających nasz obóz. Był już wolny, a nam pozostały jeszcze 4 lata gehenny obozowej”

Wiersz mówiony przez K.Gralę podczas
pierwszej "Wigilii" w obozie Dachau

Córka zachowała dokumenty z pobytu ojca w obozie Dachau. Najwspanialszą pamiątką są jego listy. Pani Ulatowska zwraca uwagę na czułe zwroty w liście w stosunku do mamy, którą bardzo kochał. W chwili aresztowania był kawalerem.

Fragment listu wysłanego do rodziny w dniu 20 sierpnia 1944 roku: „Dziękuję za paczkę, którą otrzymałem 16 sierpnia, wszystko było w najlepszym porządku. Nie czuję żadnego głodu, nie musicie sobie za dużo robić kłopotu  z mojego powodu, uważajcie bardziej na siebie. Ja, dzięki Bogu, jestem zdrowy, czego i Tobie, najukochańsza mamo i cało rodzino, z całego serca życzę. Proszę, informujcie, co nowego u was, ponieważ z wielką tęsknotą wyczekuję listu z domu”

List Konstantego Grali do domu z obozu Dachau, 20 sierpnia 1944 

Po wojnie zeznawali jego koledzy, którzy zaświadczali o pobycie o obozie Dachau.

Oświadczenie Józefa Gulczyńskiego, który znalazł się na tej samej liście proskrypcyjnej:

Ja niżej podpisany Józef Gulczyński urodzony dn. 3.12.1909 r. zamieszkały w Stawiszynie Pl. Wolności nr.8, powiat Kalisz oświadczam pod osobistą odpowiedzialnością prawną co następuje:

W poniedziałek w dniu 15 kwietnia 1940 zostałem aresztowany przez Niemców razem z Konstantym Gralą w Stawiszynie. Przez kilka dni trzymano nas w hali targowej w Kaliszu i w dniu 26 kwietnia 1940 osadzono nas w obozie koncentracyjnym w Dachau. Tam oznaczono mnie Nr. 6046.

Dłuższy okres czasu przebywałem razem z Konstantym Gralą na blokach l0,19,16 i 14. 0 ile sobie przypominam, to w miesiącu wrześniu 1942 .na bloku 16, na którym byliśmy razem Konstantego Gralę skierowano na tak zwany "Rewir" na leczenie Konstanty Grala był wtedy zupełnie zdrów. W tym czasie pracowałem na "Rewirze" i miałem możność widzenia się z chorymi. Widziałem na własne oczy leżącego wraz z innymi Konstantego Gralę. Byłem świadkiem jak lekarz SS /nazwiska nie pamiętam/ podawał Konstantemu Grali pastylki o różnych kolorach i dawał zastrzyki. Konstanty Grala miał wysoką gorączkę i nieraz nie można było z nim rozmawiać Wiadomo mi było, że tak na Grali Konstantym jak i innych więźniach dokonywano doświadczenia pseudomedyczne. Konstanty Grala wyglądał bardzo niekorzystnie. Po wyjściu z "Rewiru" Konstanty Grala musiał chodzić na kontrolę lekarską do "Rewiru" i przydzielony został do Komanda Inwalidów tzw. "Lagerschneiderei" Po powrocie do kraju tak jak i Konstanty Grala zamieszkaliśmy w Stawiszynie do chwili obecnej.

Wiem, że Konstanty Grala po powrocie do kraju leczył się i leczy do chwili obecnej.

Biuro Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Stawiszynie stwierdza własnoręczność podpisu Ob. Gulczyńskiego Józefa zamieszkałego w Stawiszynie Plac Wolności Nr.9.

Stawiszyn, dnia 10 grudnia 1964r.

 

Oświadczenie Władysława Jagodzińskiego:

Niżej podpisany JAGODZINSKI Władysław ur. 02.05.1920 zamieszały w Kaliszu ul.Staszica 40 oświadczam co następuje:

W dniu 22 V 194 r. zostałem aresztowany przez władze niemieckie i osadzony w dniu 26.V.1940 w obozie koncentracyjnym Dachau, gdzie oznaczono mnie Nr 12328. Tam poznałem się z Grala Konstantym, z którym razem przez pewien czas pracowałem w grupie /Komando/ Kartofelkeler. Pamiętam, jak może było to w miesiącu wrześniu 1942r. między innymi wybrano Grale Konstantego na leczenie do "Rewiru" zupełnie zdrowego. Zainteresowało mnie to bardzo ponieważ zawsze był zdrów i postanowiłem dowiedzieć się o jego losie. Miałem wówczas na "Rewirze" znajomego sanitariusza o nazwisku Hampel Edward, do którego zwróciłem się o informacje choroby Grali Konstantego.  Hampel oświadczył mi, ze na Grali Konstantym i innych lekarze "SS" dokonują eksperymentów pseudomedycznych. Dzięki Hamplowi miałem możność odwiedzić na Rewirze dwukrotnie Grale Konstantego, który żalił się, że nie wie w jakim celu podawane mu różne pastylki i zastrzyki wywołujące temperaturę i inne dolegliwości. Podczas odwiedzin zauważyłem duże zmiany zewnętrzne u Grali. Stwierdzam również, że po wyjściu z "Rewiru" Grale Konstantego przydzielono do komanda inwalidzkiego "Lagerschneiderei" i uczęszczał na okresowe kontrole do lekarza "SS" na Rewirze". Do czasu oswobodzenia Grala Konstanty bardzo byt słaby i chorował.

Stawiszyn, dnia 9 grudnia 1964r.

Oświadczenie Władysława Jagodzińskiego nt. doświadczeń pseudomedycznych na K. Grali

Konstanty Grala zachował swój pasiak, powrócił z nim do domu, do dzisiaj w posiadaniu córki.

piątek, 17 września 2021

Pamięć czy niepamięć?

autor: Dominika Pawlikowska

Wielkopolska po aneksji III Rzeszy została nazwana przez Niemców Wartheland - Krajem Warty lub Warthegau - Okręgiem Rzeszy Kraj Warty.

Okres niemieckiej okupacji (1939-1945) na terenie Wielkopolski jest znany dość powierzchownie, o życiu Polaków na prowincji wiemy jeszcze mniej. Po przodkach odziedziczyłam bagaż wojennych przeżyć i postanowiłam spisać historię mojej rodziny w Opatówku koło Kalisza. W ubiegłym roku napisałam i wydałam książkę „Historia w sepii. Opatówek. Wiewiórkowscy”, która na przykładzie mojej rodziny ukazuje życie Polaków pod niemiecką okupacją w podkaliskim miasteczku. Istotnym powodem, dla którego uznałam, że ta książka musi powstać był fakt zachowania się fragmentu listy proskrypcyjnej, tzw. wrogów Rzeszy sporządzonej przez Niemców w 1940 roku. 
Na liście 11 Polaków z Opatówka przeznaczonych do eksterminacji aż 4 stanowiły moją najbliższą rodzinę. Takich list było z pewnością więcej. Być może powstawały co jakiś czas, ale ta lista, powstała na wiosnę 1940 roku, świadczy o tym, że Niemcy byli doskonale poinformowani w lokalnych stosunkach. Już poczuli się "Herrenvolkiem" - panami tej ziemi i potrzebowali „przestrzeni życiowej”. Wiedzieli, kto działał w organizacjach patriotycznych czy paramilitarnych takich jak np. „Strzelec” czy „Sokół”, kto słucha polskiego radia, kto odgraża się, że tu jeszcze będzie Polska. Prawdopodobnie mieli dostęp do polskich archiwów i wiedzieli, kto był weteranem wojskowym, organizuje konspirację, posiada broń, majątek, który miejscowi Niemcy chcieli przejąć, kto posiada wykształcenie bądź autorytet wśród miejscowych etc. W każdej wsi, mieście i miasteczku sporządzili listę osób, która stała na przeszkodzie do zawładnięcia tą ziemią.

Na ocalałym fragmencie listy znalazłam 160 nazwisk z podkaliskich wsi i miasteczek. Tych, którzy dla miejscowych Niemców byli najgroźniejsi, byli najmocniejszymi przeciwnikami. Elitą intelektualną w swoich miejscowościach: nauczycielami, burmistrzami, sekretarzami gmin etc., tymi, którzy wg. Niemców stali na drodze do szybkiej germanizacji tego terenu. Pomyślałam, ze z pewnością pójdzie to łatwo, a na stronach miejscowych szkół, gmin, szybko znajdę ich nazwiska i biografie. Tym ludziom, których jednego dnia - 15 kwietnia 1940 aresztowano w Opatówku, Liskowie, Koźminku, Błaszkach, Kamieniu, Stawiszynie, Blizanowie, Godzieszach ... wywieziono do obozów Dachau, Mauthausen, Gusen i innych, których zamęczono pracą i morzono głodem, bito, dręczono, a w końcu w wielu przypadkach zamordowano, należy się przecież wieczna pamięć.

Zastanawiałam się, czy ten starannie zaplanowany akt ludobójstwa skierowany przeciwko polskim urzędnikom, nauczycielom, lokalnym patriotom, działaczom społecznym i politycznym, rzemieślnikom, właścicielom ziemskim nazwany przez Niemców „Intelligenzaktion” pozostawił ślad w zbiorowej pamięci lokalnej? Przecież w każdej wsi, miasteczku i mieście aresztowano grupę od kilku do kilkudziesięciu mężczyzn w sile wieku. Byli to w większości młodzi, którzy nie zdążyli jeszcze założyć rodzin, albo je założyli i mieli malutkie dzieci. Udziałem rodzin, a w szczególności pozostałych na wolności kobiet, było mierzenie się z czasową lub nieodwracalną utratą mężów, ojców, synów, co wywoływało boleśnie odczuwane następstwa w aspekcie psychicznym i materialnym – to aspekt rodzinny, ludzki. Nagle w przestrzeni lokalnej zniknęła istotna tkanka społeczna.

Podczas pisania o liście proskrypcyjnej rozwinęłam głownie wątek mojej rodziny, historię tych czterech najbliższych mi mężczyzn, którzy pochodzili z Opatówka. Ale sprawa pozostałych 156 nie dawała mi spokoju. Co się z nimi stało? Czy pamięć o nich przetrwała w ich rodzinach? Czy ktoś z rodziny, podobnie jak ja, opisał lokalne wydarzenia wojenne? Czy rodziny wiedziały, że Niemcy sporządzali takie listy? Że ich ojcowie czy synowie byli na liście proskrypcyjnej? Czy pozostawili po sobie listy z obozu i inne pamiątki? Czy lokalni historycy i autorzy książek o tych miejscowościach opisali te straszne straty ludzkie? Czy takie książki w ogóle powstały? Czy na stronach gmin, szkół znajdę te historie?
Jaki był efekt moich poszukiwań? Jaki obraz zbiorowej pamięci jawi się w trakcie moich poszukiwań i peregrynacji po lokalnych bibliotekach ?
Próżno szukać informacji o "Intelligenzaktion" na stronach większości gmin, lokalnych bibliotek czy szkół. Wielu męczenników z listy, którzy przeżyli obozy i uszli z życiem było po wojnie oskarżanych o udział w Armii Krajowej i ich śladem podążali inwigilujący ich ubecy, czasami groziło im wieloletnie więzienie albo śmierć. W skali lokalnej przykładem mogą być choćby Zygmunt Wiewiórkowski z Opatówka. Ich rodziny i oni sami byli zastraszani, więc nikt nie upominał się o miejsce w historii. Po wojnie publikowano różne wspomnienia, relacje, jednak poddawano je cenzurze, omijając w nich drażliwe problemy. Historyczna powojenna narracja narzucona została przez powojennego okupanta Polski - Związek Radziecki. W oficjalnym nurcie peerelowskiej historiografii pomijano losy więźniów politycznych, żołnierzy podziemia, deportowanych do ZSRR czy ziemiaństwa. 
"Najsilniejszym hamulcem był system polityczny państwa, które nie dbało o pielęgnowanie i dokumentowanie pamięci indywidualnej. Pilnowano, by nic nie przeszkadzało w wysiłkach od górnego projektowania świadomości zbiorowej" ze wstępu do książki "Moja Wielkopolska" Z. Urbaniaka autorstwa dr. Agnieszka Łuczak
Już sama nazwa niemieckiej akcji "Inteligencja" była sprzeczna z obowiązującą powojenną ideologią w dobie obowiązywania prymatu klasy robotniczej. W interesie nowej warstwy kierowniczej, PRL-kich nominatów, nie leżało upamiętnianie swoich poprzedników. 
Ślady po nich niszczono i zacierano, majątek dewastowano, a ich samych upokarzano. Nazywano to walką z "sanacją".
Ulice nazywano nazwiskami lokalnych działaczy komunistycznych - w Opatówku np. Feliksa Dziubińskiego, który 1 lutego 1945 r. na podstawie nominacji mianowanego przez władze komunistyczne Starosty Powiatowego w Kaliszu, za zgodą sowieckiego Wojennego Komendanta, został tymczasowym, komisarycznym wójtem gminy Opatówek.  
Patronował ulicy tak długo, aż Instytut Pamięci Narodowej nakazał zmianę nazwy. Uzasadnienie IPN dostępne pod linkiem: https://ipn.gov.pl/pl/upamietnianie/dekomunizacja/zmiany-nazw-ulic/nazwy-ulic/nazwy-do-zmiany/40116,ul-Dziubinskiego-Feliksa.html
Ludzie, którzy powinni systemowo zadbać o pamięć: naukowcy, historycy zajmowali się raczej analizą ruchu komunistycznego na danym obszarze, urządzaniem akademii ku czci Stalina i pisaniem historii na nowo, pod dyktando "towarzyszy", gardząc wspomnieniami "zwykłych" ludzi i uznając je za niepełnowartościowe. 
Działacze gminni, kierownicy domów kultury, bibliotekarze, kierownicy szkół działali zgodnie z linią partii.



Obecna władza spełnia patriotyczny obowiązek składając wiązanki w każdą ważniejszą rocznicę pod anonimowymi obeliskami, podobnymi do tego w Stawiszynie.

Obelisk "Poległym" na rynku w Stawiszynie

Pomordowani w akcji "Inteligencja" - synowie, ojcowie osieroconych rodzin nie doczekali się swojego miejsca w historii, ani jednej nawet wzmianki.
Nic nie przypomina o pomordowanych, poza obeliskiem, który poświęcono "poległym" w nie wiadomo jakich wojnach i nie wymienionych z nazwiska.
Zresztą słowo "polegli" sugeruje, że poświęcono go czynnym żołnierzom, którzy walczyli na polu walki i zginęli.
Takie obeliski służą lokalnej władzy do "odhaczenia" rocznic i zrobienia sobie zdjęć z kwiatami na ich tle. Niczego nie dowiemy się też o tym fragmencie lokalnej historii ze strony internetowej urzędów gmin, ani lokalnych bibliotek. W wielu gminach nie powstała na ten temat żadna książka, monografia ani najcieńsza broszura.
Jeśli zaś w książkach pisanych na temat wojennych wydarzeń wspomina się kogoś będącego ofiarą tej akcji, to najczęściej padają sformułowania typu "przyszli Niemcy i zabrali ....". Autorzy tych opracowań ( o zgrozo często historycy!) nie znają tego faktu historycznego, co zresztą nie jest ich winą, ponieważ do tej pory nie istniała literatura tematu.
Jedną z nielicznych pozycji na rynku na temat sporządzania przez Niemców list proskrypcyjnych i Akcji Inteligencja jest wydana w 2009 roku (sic) przez Instytut Pamięci Narodowej "Był rok 1939. Operacja niemieckiej policji bezpieczeństwa w Polsce. Intelligenzaktion". Autorka przedstawia plany i przygotowanie akcji przez władze III Rzeszy. Opisuje aresztowania Polaków w Rzeszy i Wolnym Mieście Gdańsku przeprowadzone przez policję bezpieczeństwa we wrześniu 1939 r. oraz przebieg akcji „Inteligencja" na ziemiach włączonych do Rzeszy i w Generalnym Gubernatorstwie. Książka nie zawiera jednak intersujących nas faktów w odniesieniu do terenu, którego dotyczy opisywana przez mnie lista proskrypcyjna, poza kilkoma nazwiskami nauczycieli. Autorka przywołuje fakt aresztowania Bronisława Bryńskiego, kierownika szkoły w Długiej Wsi; kierownika szkoły w Koźminku; Stanisława Hermana i Władysława Kulasa, nauczycieli w Stawiszynie; Franciszka Jabłońskiego, nauczyciela w Blizanowie. Sądzę więc, że informacje autorka zaczerpnęła z wydanej w 1995 r. książce Mariana Walczaka "Ludzie nauki i nauczyciele podczas II Wojny Światowej", a nie z omawianej przeze mnie listy.

Transformacja ustrojowa niczego w tym względzie w gminach nie zmieniła. Kiedy zwróciłam się z prośbą o pomoc w wydaniu napisanej przeze mnie książki usłyszałam od ważnego urzędnika: "A co mnie obchodzi pani rodzina?". Dowodzi to absolutnej ignorancji rządzących na poziomie gmin.


Posty powiązane:

niedziela, 5 września 2021

Krystyna Velkova, Powrót do macierzy

Czy Władysław II Laskonogi chodził o lasce? Czy Henryk Brodaty miał długą brodę? Kim był Peregryn?

Wszystkim miłośnikom lokalnych historii polecam książkę pani Krystyna Velkova pt.: "Powrót do macierzy". Autorka książki "Powrót do macierzy" Krystyna Velkova. Ur. w 1956, uczęszczała do III LO IM M. Kopernika, w Kalisz, swoim rodzinnym mieście. Studiowała geografię na UŁ. Jej rodzina była od wieków związana z ziemią kaliską, Kaliszem i Cienią Młyn. 

Na spotkaniu autorskim pani Krystyna powiedziała, że książka narodziła się z tęsknoty za rodzinnymi stronami, do nieżyjącej już matki i rodziny pozostawionej w Cieni.

Zaczęła szukać źródeł historycznych i choć nie brakowało trudności - między innymi zaszła potrzeba tłumaczenia dokumentów źródłowych z łaciny, wykonania obszernej dokumentacji fotograficznej, licznych czasochłonnych podróży po archiwach - to w efekcie otrzymaliśmy fascynującą pozycję dla miłośników lokalnej historii. Pełna zwrotów akcji, zagadek i tajemnic. Wystarczy wspomnieć, że w miejscu należącym do rodziny autorki, w Cieni Młyn odbył się Zjazd w Cieni 1228- na którym możni małopolscy uznali prawa Władysława III Laskonogiego, seniora rodu Piastów do tronu krakowskiego, uzyskując od księcia rozszerzenie przywilejów dla Kościoła i rycerstwa. Autorka wskazuje domniemane miejsce zjazdu, pozostałość po ówczesnym grodzisku. „Grodzisko było miejscem leżącym przy ważnej drodze z Kalisza do Sandomierza i Krakowa, która kiedyś tu przechodziła: "szlak ten po wyjściu ze starego Kalisza biegł początkowo na południe wzdłuż prawego brzegu Prosny przez osady służebne Winiary, Zawady i Zduny, po czym kierował się na wschód północnym brzegiem Pokrzywnicy i Cieni, którą przekraczał w Opatówku. Książka przedstawia historię Cieni Młyn od początków do czasów współczesnych, kończy ją rozdział „II wojna światowa – wysiedlenie i dalsze losy rodziny z Cieni Młyn”. Trzeba przyznać, że autorce towarzyszyło duże szczęście podczas poszukiwania dokumentów z okresu okupacji. Zachowały się bowiem, akta sprawy wytoczonej przez Niemców niemieckiemu osadnikowi przybyłemu do majątku państwa Tomaszewskich w październiku 1940 z terenów dzisiejszej Ukrainy A. Neubeckerowi, który został oskarżony o nieprawidłowości w ilości mielonej mąki. Akta te dostarczyły informacji na temat działalności młyna wodnego i jego klientów w okresie okupacji. Książka zawiera obszerną dokumentację fotograficzną i faktograficzną. Dzięki promocji książki w bibliotece autorkę poznałam osobiście i dała się namówić na spacer po opisywanej przez siebie okolicy, w strugach deszczu i błota szukałyśmy naszych wspólnych korzeni. To była przygoda. Dziękuję Krystyna i sto lat dalszej pracy literackiej !!!


Fragment książki Krystyny Velkovej 'Powrót do macierzy"

Promocja książki, spotkanie z czytelnikami Krystyny Velkovej

Fragment książki Krystyny Velkovej "Powrót do macierzy"


Autorka książki "Powrót do macierzy"
Krystyna Velkova.