Etykiety

niedziela, 19 października 2025

Maria Wiewiórkowska (1915–2001)

 Tekst powstał z okazji prelekcji w bibliotece w Opatówku z okazji  obchodów 80-tej rocznicy zakończenia II wojny 

Maria Wiewiórkowska (1915–2001)

Wspomnienie wnuczki Dominiki Pawlikowskiej

   Kiedy myślę o mojej babci, Marii Wiewiórkowskiej, widzę kobietę niezwykłej siły, cichej odwagi, żelaznych zasad, wierności ideałom według których została wychowana.

Urodziła się 10 kwietnia 1915 roku w Noskowie – dziś dzielnicy Kalisza – w rodzinie Ludwika Semperskiego i Józefy z Rupotackich. Dorastała w świecie, który po odzyskaniu niepodległości budował Polskę od nowa. Młodość Marii przypadła na lata wolnej II Rzeczypospolitej – czas wiary w naukę, kulturę i rozwój.

   Ukończyła Państwowe Gimnazjum im. Anny Jagiellonki w Kaliszu na kierunku matematyczno-przyrodniczym, zdając tzw. „dużą maturę”, która otwierała drogę do pracy w administracji lub na uczelni. Znała biegle język francuski, a po wojnie ukończyła studia matematyczne. Była z pokolenia, które koleżanki szkolne wspominało ze łzą spływającą po policzku, ponieważ wiele z nich nie przeżyło wojny.

   Była dla mnie wzorem pracowitości. Połowę Opatówka uczuła matematyki. Umiała robić na szydełku i drutach, a po wojnie tym właśnie dorabiała do nauczycielskiej pensji – robiąc swetry dla połowy miasteczka. Przez wiele lat była cenionym metodykiem przedmiotów ścisłych i dzieliła się wiedzą i doświadczeniem, aby pomóc innym pedagogom w osiąganiu lepszych wyników w pracy z uczniami.

 

Maria Wiewiórkowska (1915–2001)
Zdjęcie dedykowane przyjaciółce Zofii Wiewiórkowskiej
- żonie Tadeusza Wiewiórkowskiego, zamordowanego przez komunistów


Młodość i małżeństwo

   W kwietniu 1938 Maria wyszła za mąż za Mariana Wiewiórkowskiego, naczelnika poczty w Opatówku. Byli młodzi, szczęśliwi i pełni planów. Zamieszkali w służbowym mieszkaniu przy ulicy Kościelnej, w urzędzie pocztowym. Dom był pięknie urządzony – z meblami i porcelaną ćmielowską, które podarowali jej rodzice, Szalińscy, znani w Opatówku restauratorzy i właściciele kamienicy w centrum miasteczka.

   W 1939 roku przyszła na świat ich pierwsza córka, Beata. Marian żartował wówczas: „Marysiu, gdybym wiedział, że będzie nam razem tak dobrze, wcześniej poprosiłbym Cię o rękę.”
Szczęście młodej rodziny trwało jednak krótko. Maria przez dwa lata była mężatką, a przez 60 lat wdową.

Wojna

   Wrzesień 1939 roku przyniósł nie tylko wojnę, lecz także koniec ich wspólnego życia. Gdy Niemcy zajęli Opatówek, Marian – jak wielu urzędników państwowych – pozostał na stanowisku do końca. Z rodziną próbował ewakuować się na wschód, lecz kolumny uciekinierów bombardowane przez niemieckie samoloty zamieniły drogi w śmiertelne pułapki. 

   Po powrocie została wysiedlona z kamienicy rodziców, uczynił to osobiście niemiecki Amstkomissar Brake. Była wówczas w zaawansowanej ciąży i opiekowała się małą córką w wózku. Trzymając w ramionach dziecko i próbując znieść wózek po schodach, została gwałtownie popchnięta i kopnięta. W ostatniej chwili zdołała chwycić się poręczy i uniknąć upadku. Przerażenie i bezradność sparaliżowały ją tak, że przez długą chwilę nie mogła się ruszyć. Pomoc przyszła od sąsiadów, którzy zareagowali na jej krzyk i uratowali ją oraz dziecko przed tragedią.

   Kolejnego schronienia udzielił rodzinie Konrad Wünsche, administrator majątku w Józefowie. To właśnie tam, 15 kwietnia 1940 roku, Niemcy aresztowali Mariana Wiewiórkowskiego w ramach akcji Intelligenzaktion, wymierzonej w polską inteligencję i lokalną kadrę kierowniczą. Miesiąc później, już samotnie, urodziła drugą córkę – Aleksandrę, moją mamę która nigdy nie poznała swojego ojca.

   Nie pogodziła się z losem. Próbowała ratować męża, pisała do gestapo w Łodzi, powołując się na znajomość z osobami niemieckiego pochodzenia, które mogłyby potwierdzić jego niewinność. W jednym z listów prosiła: „Jestem młodą kobietą z dwojgiem dzieci, rok i pół roku. Drugie urodziło się podczas nieobecności mojego męża, a mój mąż znajduje się od kwietnia 1940 r. w obozie koncentracyjnym w St. Georgen Gusen. Był spokojnym, nieposzlakowanym człowiekiem, nie angażującym się politycznie. Wstrząsnęło mną, że cierpi niewinnie.” A pod spodem własną ręką dopisała: „Matkę mam niezdolną do pracy, którą wysiedlono z domu i interesu. Zostałam bez środków utrzymania, wyprzedałam wszystko, co mogłam, żyję z tego, co mi dobrzy ludzie dadzą.”

Ten list nigdy nie został wysłany – zanim znalazła pośrednika, nadeszła wiadomość o śmierci Mariana.

List, który wrócił

Do końca życia babcia przechowywała Jego listy z obozu Mauthausen-Gusen. Zawierały zaledwie kilka zdań, bo więźniowie nie mogli pisać sami. Wszystkie zaczynały się od słów: „Jestem zdrów, powodzi mi się dobrze.” W ostatnim liście, który Maria wysłała 30 kwietnia 1941 roku – nie wiedząc, że mąż już nie żyje – napisała:

„Kochany Marianie! Twój list z 25 marca 1941 otrzymałam. Cieszymy się, że jesteś zdrowy, to jest naszą największą troską. Sklep prowadzę tak dobrze, jak potrafię, zadaję sobie wiele trudu, ale mam nadzieję, że osiągnę swój cel. Nie stracę odwagi ani nadziei. Nie martw się i nie myśl źle. Dajemy sobie radę i tylko Ciebie nam brakuje. Beatka ciągle mówi o Tobie. Mówi już Ojcze Nasz i prosi o zdrowie dla tatusia i dla Olesi. Mówi także, że kocha tatusia bardzo. Jesteśmy wszyscy zdrowi. Życzymy Ci szczęśliwych Świąt Wielkanocnych. Pozdrawiamy i całujemy Cię. Marysia z dziećmi i rodziną.”

List wrócił nieotwarty, z pieczęcią obozową. Marian został zamordowany 6 kwietnia 1941 roku, w Niedzielę Palmową. 

Po wojnie

  Po wojnie Maria nie pozwoliła, by rozpacz ją złamała. Już w styczniu 1945 roku rozpoczęła pracę przy organizowaniu szkoły w Opatówku. Przez pierwsze miesiące uczyła bez wynagrodzenia, z pasją i przekonaniem, że edukacja jest najskuteczniejszym lekarstwem na biedę i wojenne rany. Początkowo zajęcia odbywały się w dawnej preparandzie nauczycielskiej, później w pałacu Schlössera. Materiały na nowy budynek szkolny pochodziły z rozbiórki poniemieckich budynków w Borowie. Dzięki ofiarności mieszkańców, którzy podczas „Tygodnia budowy szkół” zebrali niemal 20 tysięcy złotych, 1 grudnia 1951 roku oddano do użytku nową szkołę. 

Maria Wiewiórkowska została jej wicedyrektorem. Gdy w późniejszych latach przyszło podpisać deklarację przynależności do PZPR – odmówiła. „Do żadnej partii nie należałam i należeć nie będę” – napisała. Złożyła inną – deklarację uczciwości wobec siebie, z przekonania.
Przeżyła wojnę, widziała upadek wartości i cierpienie niewinnych ludzi. Straciła męża, który zginął w obozie za wierność Polsce, a teraz od niej samej żądano podpisu pod lojalnością wobec systemu, który odrzucał tę Polskę, za jaką on oddał życie. Komunizm uważała za taki sam totalitarny, zniewalający system jak faszyzm. 

Dom otwarty

   Jej mieszkanie przy Placu Wolności było miejscem, do którego zawsze można było wejść bez zapowiedzi. Przychodzili dawni uczniowie, sąsiedzi, kobiety z okolicznych wsi. Czasem po poradę, czasem pożyczyć cukier, czasem tylko porozmawiać, zwierzyć się lub zatelefonować, bo wówczas nieliczni mieli telefon. Na stole zawsze czekała herbata, mleko, ser, a czasem fruwało pierze kur przywiezionych na targ przez matki uczniów. Babcia doradzała, pisała podania, udzielała korepetycji z matematyki, robiła swetry i czapki.

   Nie przywiązywała wagi do rzeczy. Wojna nauczyła ją, że to, co trwałe, mieści się w głowie i w sercu. W domu, obok prostych mebli, stała biblioteka pełna książek. Gdy pożyczała komuś książkę i ta nie wracała, tylko się uśmiechała: „Znaczy, potrzebna była bardziej jemu niż mnie.”

Pamięć

   Nigdy nie mówiła o sobie jako o bohaterce. A przecież nią była. W obliczu wojny zachowała spokój, w biedzie – godność, w żałobie – nadzieję. Uczyła, że najważniejsze to „nie stracić odwagi ani nadziei” – tak, jak napisała do męża w ostatnim liście. Odeszła w 2001 roku, mając 86 lat. Do końca życia pozostała wierna swoim zasadom: pracy, uczciwości, wierności i pomocy ludziom.

   Kiedy dziś patrzę na jej zdjęcie z 1937 roku, młodą, uśmiechniętą, z błyskiem w oku – widzę kobietę, która przeżyła wszystko, co najtrudniejsze. Była dla mnie i dla wielu – przyjaciółką, powierniczką, cichą bohaterką. Kobietą, która w trudnych czasach potrafiła ocalić w sobie człowieczeństwo.

 


Autor: Dominika Pawlikowska


Leokadia Wiewiórkowska (1885–1968)

 Tekst powstał z okazji prelekcji w bibliotece w Opatówku z okazji  obchodów 80-tej rocznicy zakończenia II wojny 

Dlaczego musiałam o Niej napisać?


Wspomnienie prawnuczki Dominiki Pawlikowskiej


   Bo w każdej rodzinie jest ktoś, kto niesie w sobie powinność przypomnienia — tego, że za każdym domem, za każdym nazwiskiem, za każdym starym zdjęciem kryje się żywy los człowieka.
Pisząc o Niej, przywracam głos kobiecie, której historia mogła zniknąć w cieniu wielkich wydarzeń i męskich biografii.
Kiedy pisałam biogram mojego dziadka, Jej syna, Mariana Wiewiórkowskiego na prośbę Klubu Byłych Więźniów Politycznych Obozu Koncentracyjnego Mauthausen-Gusen w celu zamieszczenia jej w księdze pamięci, uderzył mnie bezmiar Jej straty i cierpienia jako Matki.
 
   Jej życie nie mieściło się w podręcznikach historii – ale to właśnie z takich żyć – cichych, codziennych i wiernych, zbudowana jest Polska.
Musiałam o Niej napisać, bo nikt inny by tego nie zrobił. Bo tylko ja, Jej prawnuczka, mogłam usłyszeć w rodzinnych opowieściach ton Jej głosu, zrozumieć ból i siłę, które płyną z bycia matką w czasach, gdy Polska znów się rodziła i umierała na oczach swoich dzieci. 
Opisując Jej los – ocaliłam Ją od zapomnienia.

   Leokadia Wiewiórkowska nie ma pomnika ani orderów. Jej pomnikiem są żyjące pokolenia – ci, którzy wiedzą, że Jej łzy nie były oznaką słabości, lecz siły.
Była kobietą z krwi i kości, a dla mnie postacią niemal mityczną – Niobe, Demeter i Hekate w jednej osobie, która przetrwała wszystko: stratę, śmierć, ruinę. I mimo to pozostała wierna sobie, Bogu i rodzinie.
   Jak mityczna Niobe, matka boleści, straciła niemal wszystkich swoich synów – jednych zabrała wojna, innych obozy i choroby. I choć prawie skamieniała w żalu, Jej serce biło dalej – dla wnuków, dla pamięci o tych, którzy odeszli, lecz żyli we wspomnieniach.
   Była w Niej – siła i łagodność, rozpacz i nadzieja. W Jej codziennym trudzie można było dostrzec cień Demeter, która po utracie córki nie przestała troszczyć się o ziemię i o życie innych.
   Jak bogini urodzaju, Leokadia pielęgnowała w ludziach wiarę i dobro – choć sama przeżyła zgliszcza.
W późnych latach przypominała Hekate, strażniczkę domowego ogniska i pamięci zmarłych. Codziennie modliła się – za tych, których już nie było. W jej sercu wciąż trwało to, co najważniejsze: miłość.


Leokadia Wiewiórkowska (1885–1968)
Leokadia Wiewiórkowska (1885–1968)


Dzieciństwo i młodość

W Opatówku w roku 1885 przyszła na świat Leokadia Sowa – córka Łukasza Sowy i Marianny z Muszyńskich. Były to czasy zaboru rosyjskiego, gdy Opatówek znajdował się w granicach tzw. Królestwa Polskiego, zwanego potocznie Kongresówką, podporządkowanego carowi Mikołajowi II. W domach takich jak ten, w którym dorastała Leokadia, wciąż mówiono po polsku, uczono dzieci pacierza i historii ojczystej, choć w szkołach obowiązywał język rosyjski. Wychowana w duchu pracowitości, religijności i szacunku do tradycji, wyrastała w przekonaniu, że obowiązek wobec rodziny i wiara są najpewniejszym oparciem w trudnych czasach.

Małżeństwo i działalność społeczna


W październiku 1907 roku, mając dwadzieścia dwa lata, stanęła przed ołtarzem w kościele św. Doroty w Opatówku. Jej wybrankiem był Stanisław Wiewiórkowski (ur. 1883 w Cieksynie – zm. 1941) – młody działacz społeczny i patriota, przybyły z Warszawy.

Do Opatówka uciekł przed zsyłką na Sybir za udział w strajku szkolnym 1905 roku. Był członkiem Narodowego Związku Robotniczego, organizacji narodowo-chrześcijańskiej, która przeciwstawiała się rusyfikacji. Zamieszkali w Opatówku, w domu przy ulicy Starokaliskiej, w którym wkrótce pojawiły się dzieci: Stanisław (1908–1990), Marian (1910–1941), Helena (1912–1943), Jan (1915–1979), Zygmunt (1917–1948) i Zofia (1923–1987). Stanisław działał aktywnie w życiu społecznym miasteczka: uczestniczył w zebraniach wojewódzkich NZR, współorganizował Macierz Szkolną, bibliotekę i straż pożarną. W jego domu często odbywały się spotkania z innymi działaczami.

W latach dwudziestych XX wieku Leokadia włączyła się w prace Narodowej Organizacji Kobiet (NOK) – organizacji kobiecej o profilu katolickim, związanej ze Stronnictwem Narodowym. Jej siedziba mieściła się w tzw. Domku Gotyckim przy ulicy Kościelnej.
Tu opatowianki zbierały fundusze na rzecz ochronki dla dzieci, ubogich rodzin i działań oświatowych. Dzięki ich pracy w 1923 roku powstała w Opatówku ochronka, którą NOK utrzymywała z własnych składek.
Leokadia była kobietą przedsiębiorczą. Wraz z mężem prowadziła sklep galanteryjno-pasmanteryjny z artykułami mleczarskimi przy Placu Wolności 13 (później sklep gs-owski a obecnie prywatny). W sklepie sprzedawano materiały, wstążki, nici i tkaniny oraz artykuły spożywcze – wszystko, co potrzebne w gospodarstwie i domu.
W domu dbała o wychowanie i naukę dzieci. Wszyscy synowie uczęszczali do kaliskich gimnazjów: Gimnazjum Humanistycznego im. Adama Asnyka i Gimnazjum Handlowego. Edukacja była dla niej świętością. Choć każde czesne i szkolny mundurek wymagały od rodziców wyrzeczeń, powtarzała, że „wykształcenie to jedyne, czego człowiekowi nie można odebrać.”


Czas wojny

We wrześniu 1939 roku na rodzinę Wiewiórkowskich spadła tragedia, jakich tysiące przeżywały polskie rodziny. Już 3 września przyszła wieść, że Jan Wiewiórkowski, strzelec pokładowy w 34 Eskadrze Rozpoznawczej Armii „Poznań”, zginął zestrzelony przez Niemców nad Brzezinami.
Leokadia przywdziała żałobę, nie wiedząc, że syn żyje i dostał się do niewoli.

Wkrótce potem, 15 kwietnia 1940 roku, Niemcy aresztowali kolejnego syna Leokadii – Mariana Wiewiórkowskiego, naczelnika poczty w Opatówku, oraz jej zięcia Zygmunta Gadzinowskiego (1909–1941), sekretarza gminy w Liskowie. Obaj trafili do obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen w Austrii, z którego nigdy nie wrócili. Leokadia miała świadomość że zginęli śmiercią męczeńską, kąsani 30-stopniowym zimnem, bici i gryzieni przez esmańskie psy.
W 1941 roku zmarł Stanisław Wiewiórkowski, mąż Leokadii – przeziębił się w drodze, szukając towaru do sklepu, tak lichego, że nawet Niemcy go nie odebrali. W tym czasie handel był reglamentowany i prywatne sklepy ledwie funkcjonowały.
Rok później zmarła córka Helena Gadzinowska, której serce nie wytrzymało, gdy w małej urnie otrzymała prochy męża z Gusen.

„Jak u Wiewiórkowskich zaczęto wynosić trumny, to nie było końca” – wspominali po latach mieszkańcy Opatówka.
Leokadia zajęła się osieroconymi wnukami – Teresą i Leszkiem Gadzinowskimi, którzy nie mieli już ani ojca, ani matki. Wychowywała ich z czułością, jak własne dzieci. Każdego dnia modliła się z nimi przy łóżku, a w niedziele prowadziła na cmentarz.

Podczas wojny Niemcy zburzyli dom Wiewiórkowskich przy ulicy Starokaliskiej (obecnie skrzyżowanie ulicy Łódzkiej i św. Jana), przebudowując drogę z Łodzi do Kalisza. Rodzina została wysiedlona, pozbawiona dachu nad głową i środków do życia. Przez kolejne lata tułali się po wynajmowanych izbach.


Ostatnie lata

Po wojnie Leokadia nie odzyskała już dawnej siły. Czas i cierpienie odcisnęły na jej twarzy głębokie ślady.
Wciąż miała sklep przy Placu Wolności z zapleczem. Tam umieściła najmłodszego syna Zygmunta, o którym mówiono, że był najzdolniejszy. Ogrywał wszystkich w szachy, dużo czytał, a w lipcu 1939 roku ukończył kurs podchorążych w Poznaniu. W 1945 roku powrócił z obozu koncentracyjnego Buchenwald, dokąd trafił za działalność w Armii Krajowej. Po wyjściu z obozu ciężko zachorował na gruźlicę i inne choroby poobozowe. Pielęgnowany przez matkę, skonał na Jej oczach.

Kiedy w 1945 roku ucichły ostatnie strzały, Leokadia Wiewiórkowska miała sześćdziesiąt lat – wiek, w którym człowiek powinien już zbierać owoce swojego życia: patrzeć, jak dorastają wnuki, cieszyć się spokojem w domu, który zbudował.
Tymczasem Ona nie miała już ani domu, ani męża, ani większości dzieci. Straciła niemal wszystkich mężczyzn swojego rodu – synów, męża, zięcia. Przeżyła to, co dla matki jest niewyobrażalne: pochować własne dzieci, jedno po drugim, czasem nawet bez trumny, bez pożegnania.
Jej dom – ten przy ulicy Starokaliskiej, tętniący życiem – zniknął. Na jego miejscu ciągnęła się nowa droga, szeroka, pusta i obca. Jakby ktoś wymazał nie tylko Jej adres, ale i całe życie, jakie tam przeżyła.

Władza, która przyszła po wojnie, mówiła o równości i sprawiedliwości, ale dla takich jak Ona – Dla kobiet, które całe życie spędziły w domu, w sklepie, w gospodarstwie, nie przewidziano miejsca w systemie. Nie miała emerytury ani pracy. Państwo, za które Jej synowie walczyli, nie dało nic w zamian: ani wsparcia, ani pociechy, ani zrozumienia. Niebawem sklep przy Placu Wolności przejęła Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska”, w ramach upaństwowienia prywatnego handlu. Podobnie, jak wielu dawnych właścicieli, straciła źródło utrzymania.

W 1957 roku sprzedała działkę po wyburzonym przez Niemców domu nowym właścicielom, by kupić chleb swoim wnukom i opłacić ich edukację. Dopiero wówczas, po tzw. „odwilży gomułkowskiej”, pojawiła się możliwość regulowania prywatnych własności i sprzedaży działek po zburzonych posesjach.

Schyłek życia spędziła otoczona troską i opieką rodziny.
Zmarła w 1968 roku. Spoczęła na cmentarzu w Opatówku – wśród tych, których kochała najbardziej. Pozostała w pamięci rodziny jako kobieta silna, wierna, ofiarna – matka, która przetrwała wszystko: wojnę, biedę i śmierć swoich dzieci.


Przypisy

1. Kościół parafialny św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Opatówku – neogotycka świątynia wzniesiona w latach 1905–1912 z inicjatywy ks. Antoniego Marczewskiego, konsekrowana w 1912 r.

2. Narodowy Związek Robotniczy (NZR) – legalna organizacja polityczna i społeczna założona w 1905 r. w Warszawie. Jej celem była obrona praw robotników w duchu katolickim i narodowym.

3. Domek Gotycki – zabytkowy budynek w centrum Opatówka, należący pierwotnie do rodziny Schlösserów, właścicieli miejscowej fabryki sukna. Od 1923 r. mieściła się tam siedziba Narodowej Organizacji Kobiet i ochronka dla dzieci.

4. Gimnazjum im. Adama Asnyka i Gimnazjum Handlowe w Kaliszu – renomowane szkoły średnie w okresie międzywojennym, wychowujące młodzież w duchu patriotyczno-religijnym.

5. W 1939 r., podczas budowy nowej szosyŁódź–Kalisz, Niemcy dokonali przebudowy centrum Opatówka, wyburzając m.in. domy przy dzisiejszej ul. Kaliskiej i Św. Jana.

6. Po II wojnie światowej tysiące kobiet takich jak Leokadia Wiewiórkowska — żon, matek i wdów — znalazło się poza systemem pomocy państwowej. Nie miały prawa do emerytur, bo nie były zatrudnione etatowo ani objęte ubezpieczeniem społecznym. Państwo ludowe przyznawało świadczenia głównie pracownikom instytucji państwowych, robotnikom i urzędnikom. Dla kobiet, które całe życie spędziły w domu, w sklepie, w gospodarstwie, nie przewidziano miejsca w systemie.


sobota, 18 października 2025

Jak z filmu Barei - Koło Gospodyń Wiejskich w Opatówku 1975, czyli lud wiejski uczestniczy w pseudokulturze.


Dominika Pawlikowska

  Poniższy  wpis to klasyczny przykład kroniki Koła Gospodyń Wiejskich z okresu PRL, dokumentujący życie społeczne i kulturalne wsi w latach 70-80. Jego znaczenie wykracza poza sam opis wydarzenia – jest świadectwem epoki, w której kobiety wiejskie były aktywnie włączane w działalność propagandową PRL-u, a ich praca była prezentowana jako wzór dla innych. 

Opatówek, Koło Gospodyń Wiejskich



„Wieczornica z okazji Dnia Matki” – Koła Gospodyń Wiejskich jako przystawka PZPR

„Dnia 28 maja 1975 r. została zorganizowana wspólna wieczornica związana ze świętem Matki.
Na uroczystość złożyło się szereg ciekawych propozycji. Przyjechał do nas pisarz – autor z bardzo ciekawym odczytem z Warszawy, Stefan Atlas.( późniejszy teść dziennikarki Katarzyny Dowbor-dopisek autorki).
Była degustacja ciast, wiersze i piosenki dzieci, oraz wręczenie wszystkim matkom kwiatów.
Wśród nich były zaproszone matki żołnierzy, matki wielodzietne i zasłużone. Ogółem było 54 osoby. Byli również goście z powiatu.
Zaszczyciła nas również pani z zagranicy, mianowicie z Francji. Była zachwycona, obiecała przekazać to, co widziała i słyszała tamtejszym kobietom–matkom.”¹

Ten kronikarski zapis, sporządzony z pozorną prostotą, jest doskonałą ilustracją funkcjonowania Kół Gospodyń Wiejskich (KGW) w systemie Polski Ludowej. Za fasadą swojskiej serdeczności, ciast drożdżowych i kwiatów dla matek krył się precyzyjnie zaplanowany mechanizm propagandy, którego celem było kształtowanie „socjalistycznej świadomości” kobiet na wsi.

Humor epoki i teatralność systemu

Z dzisiejszej perspektywy notatka brzmi niemal jak scena z filmu Stanisława Barei – elegancka Francuzka wśród gospodyń, dzieci śpiewające piosenki o matce, a w tle prelegent z Warszawy. Ale w 1975 roku to nie był żart. To była forma politycznej edukacji masowej, ubrana w kostium „kultury i tradycji ludowej”.

Określenie „pisarz–autor z bardzo ciekawym odczytem z Warszawy” – jakby „z centrali” – nie było przypadkiem. KGW podlegały ścisłej kontroli struktur partyjnych, a każda ich inicjatywa miała wymiar wychowawczy. Wizyta Stefana Atlasa, publicysty radiowego i autora prelekcji o tematyce społecznej, wpisywała się w nurt „oświaty ideologicznej”, której celem było kształtowanie obywatela-lojalisty wobec państwa ludowego.²

Reforma i symboliczny koniec „gości z powiatu”

Warto zauważyć zbieżność dat: 28 maja 1975 roku, kiedy w kronice odnotowano spotkanie z okazji Dnia Matki, Sejm PRL uchwalił reformę administracyjną, likwidującą powiaty i tworzącą 49 nowych województw.³ Był to krok ku dalszej centralizacji państwa, mający uniezależnić aparat lokalny od tradycyjnych struktur samorządowych i podporządkować go bezpośrednio władzom wojewódzkim – czyli partii. Trwały intensywne przygotowania do zmiany konstytucji, mającej wpisać na stałe „kierowniczą rolę PZPR” oraz „nierozerwalny sojusz z ZSRR”.

Zapis o „gościach z powiatu” ma więc dziś znaczenie symboliczne – to ostatni ślad epoki, która właśnie znikała pod naporem nowego modelu władzy, opartego na pionowym podporządkowaniu i kontroli społecznej.

Kobieta socjalistyczna – projekt polityczny

W systemie PRL Koła Gospodyń Wiejskich stanowiły element inżynierii społecznej – były jednym z narzędzi, za pomocą których władza chciała przekształcić tradycyjną wieś i podporządkować ją swojej ideologii.

Oficjalnie ich celem było „aktywizowanie kobiet na wsi” i „podnoszenie kultury życia codziennego”. W praktyce oznaczało to włączanie gospodyń w państwowy system wychowawczy, oświatowy i polityczny.⁴ KGW organizowały kursy kroju i szycia, pokazy racjonalnego żywienia, spotkania o higienie i wychowaniu dzieci – wszystko w duchu modernizacji i postępu. Ale każde z tych działań miało wymiar wychowawczy, zgodny z linią partii. KGW wpisywały się w oficjalną narrację państwa o „nowoczesnej kobiecie socjalistycznej” – aktywnej, pracowitej, społecznie zaangażowanej i lojalnej wobec władzy ludowej. Ich działalność była ściśle monitorowana przez struktury partyjne, a przewodniczące kół często współpracowały z lokalnymi komitetami PZPR. Właśnie w takich ramach rozwijały się Koła Gospodyń Wiejskich – organizacje kobiece, które w praktyce stanowiły jeden z najważniejszych filarów tzw. „polityki kulturalnej wsi”. Formalnie działały przy Kółkach RolniczychZwiązkach Samopomocy Chłopskiej i Gminnych Spółdzielniach „Samopomoc Chłopska”, będąc ściśle powiązane z aparatem państwowym i strukturami PZPR. 

Poprzez KGW partia komunistyczna i instytucje państwowe mogły docierać do kobiet wiejskich, włączając je w procesy społeczne i polityczne na warunkach narzuconych przez władzę. 

Kobieta wiejska miała przestać być strażniczką tradycji, a stać się „kobietą socjalistyczną” – nowoczesną, zaangażowaną społecznie i lojalną wobec władzy ludowej.⁵

Nieprzystąpienie do Koła bywało źle widziane. W małych społecznościach wiejskich mogło oznaczać „nieufność wobec ustroju” lub „brak zaangażowania społecznego”.⁶ 

W praktyce więc członkostwo w KGW było nie tyle kwestią wyboru, ile formą politycznego konformizmu, pozwalającą funkcjonować „bezpiecznie” w ramach systemu.

Propaganda przez ciasto i śpiew

Wieczornice, pokazy kulinarne i konkursy świąteczne – pozornie niewinne formy integracji – były nośnikami symboliki socjalistycznej wspólnoty. Każda uroczystość miała w tle element propagandy: odczyty o roli kobiety w budowie nowego ustroju, wiersze o pokoju, cytaty z Gierka czy Lenina.

Z dzisiejszej perspektywy brzmi to groteskowo, ale wówczas było częścią codzienności – systemu, który wchodził w życie prywatne, w kuchnię, w rodzinę i w święta. Nawet Dzień Matki stawał się narzędziem propagandy sukcesu i lojalności wobec władzy.

Między lojalnością a autentyzmem

Paradoksalnie jednak, właśnie w ramach tych oficjalnych struktur często rozwijała się prawdziwa wspólnota kobiet. Gospodynie potrafiły wykorzystać przestrzeń KGW do realizacji celów nie zawsze zgodnych z linią partii: wspólnej pomocy, przekazywania tradycji kulinarnych i wychowawczych, czy po prostu ludzkiego spotkania.

Bywało więc, że w oficjalnym systemie – w którym każda uroczystość miała być „socjalistyczna w treści i ludowa w formie” – kobiety wsi potrafiły zachować własną tożsamość, religijność i solidarność. To właśnie ta dwuznaczność czyni z Kół Gospodyń Wiejskich zjawisko tak fascynujące i symboliczne: były jednocześnie przystawką komuny i enklawą kobiecej niezależności, ponieważ tylko tutaj " miały głos ".


Przypisy

  1. Kronika Koła Gospodyń Wiejskich,  wpis z dnia 28 maja 1975 r.

  2. Stefan Atlas (1920–1985) – dziennikarz i publicysta radiowy, związany z Polskim Radiem i tygodnikiem Przekrój. W latach 60. i 70. prowadził cykle prelekcji w ramach działalności oświatowej Frontu Jedności Narodu.

  3. Ustawa z dnia 28 maja 1975 r. o dwustopniowym podziale administracyjnym państwa oraz o zmianie ustawy o radach narodowych (Dz.U. 1975 nr 16 poz. 91).

  4. M. Fidelis, Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce, Warszawa 2010, s. 147–150.

  5. E. Kaczmarek, Wieś w PRL – codzienność i polityka, Poznań 2008, s. 212–215.

  6. Archiwalne materiały Związku Kółek Rolniczych, Program pracy ideowo-wychowawczej Kół Gospodyń Wiejskich na rok 1974/1975, Warszawa 1974, s. 5–7.



środa, 1 października 2025

Jaki był Opatówek w 1976? Jaka była Polska? Protokół zebrania ZBoWiD 22.02.1976 w Opatówku

Kolejny ciekawy protokół z zebrania koła ZBoWiD w Opatówku.

"W dniu 22 lutego 1976 roku z niewiadomych przyczyn Koło ZBoWiD w Opatówku zostało rozwiązane, a członków przeniesiono do Koła nr 1 w Kaliszu.
Zebranie w dniu 22 lutego 1976 r. miało całkiem inny przebieg od planowanego. Opiekun Koła, pułkownik Borowski, zakomunikował wszystkim członkom decyzję Zarządu Wojewódzkiego ZBoWiD w Kaliszu o likwidacji tutejszego Koła. Było to dla nas niespodziewane i zaskakujące. Tę decyzję wydano bez uzgodnienia z nami i wbrew życzeniu członków.
Wystosowano więc wniosek, poparty przez wszystkich członków i przedstawiony do Prezesa Zarządu Wojewódzkiego ZBoWiD pułkownikowi Pasternakowi.
Przez cały rok Zarząd Wojewódzki ZBoWiD nie dał odpowiedzi. W związku z czym członkowie zwrócili się z prośbą do Zarządu Głównego w Warszawie, udowadniając, że Koło powstało z inicjatywy byłego Zarządu Oddziału Powiatowego w Kaliszu w dniu 14 II 1957 r., zgodnie z § 28 Statutu, w początkowej liczbie 18 członków.
W okresie od 1973 do 1975 roku stan członków wzrastał i w dniu rozwiązania Koła, tj. dnia 22 II 1976 r., stan wszystkich członków wynosił 37 członków rzeczywistych i 6 kandydatów, których wniosek był w toku przygotowania do zatwierdzenia dokumentów.
W prośbie tej przedstawiono rysunek działalności Koła, prosząc o zbadanie całej sprawy i przyjęcie z powrotem w rejestr członków Koła. Na skutek tej prośby i dzięki sprzyjającym stosunkom m.in. członków Wojewódzkiego PZPR w Kaliszu, Gminnego Sekretarza PZPR w Opatówku, Naczelnika Gminy w Opatówku i Zarządu Wojewódzkiego ZBoWiD w Kaliszu, przywrócono ponownie działalność naszego Koła."

Protokół z zebrania koła ZBoWiD w Opatówku
 22.02.1976 

Zastanowiło mnie, jak można było tak instrumentalnie potraktować członków koła i bez informowania ich, przesuwać jak pionki. Co mogło być powodem? odwołałam się do sytuacji w kraju. 

Polska w 1976 roku


   Rok 1976 był momentem przełomowym w historii PRL. Polska Rzeczpospolita Ludowa znajdowała się wówczas pod rządami Edwarda Gierka, który kilka lat wcześniej obiecywał „drugą Polskę” – modernizację i wzrost dobrobytu oparte na kredytach zagranicznych. Sytuacja gospodarcza gwałtownie się pogarszała: narastał deficyt handlowy, brakowało podstawowych towarów, a społeczeństwo coraz mocniej odczuwało rosnące zadłużenie państwa.

   10 lutego 1976 roku Sejm uchwalił nowelizację Konstytucji PRL, wprowadzającą do ustawy zasadniczej zapisy o „kierowniczej roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” oraz „nierozerwalnym sojuszu z ZSRR”. Wzbudziło to protest środowisk inteligenckich i podpisanie tzw. Listu 59 – pierwszego w tej epoce aktu jawnego sprzeciwu wobec władz. /Ustawa z 10 II 1976 r. o zmianie Konstytucji PRL (nowela wpisująca „kierowniczą rolę PZPR” i „sojusz z ZSRR”); zob. tekst Konstytucji PRL z 1952 r. z późn. zm., nowela z 10 II 1976./

   Kolejnym punktem zwrotnym były wydarzenia 25 czerwca 1976 roku, gdy ogłoszono radykalne podwyżki cen żywności. Wywołało to falę strajków i demonstracji, szczególnie w Radomiu, Ursusie i Płocku. Protesty zostały brutalnie stłumione przez ZOMO, aresztowano tysiące osób. Choć władza szybko wycofała się z podwyżek, represje wobec uczestników protestów były dotkliwe. W odpowiedzi powstał Komitet Obrony Robotników (KOR), organizujący pomoc prawną i materialną dla represjonowanych – była to zapowiedź kształtowania się opozycji demokratycznej w Polsce. /„List 59” – treść i okoliczności: KOR. Komitet Obrony Robotników 1976–1981. Wybór dokumentów, red. A. Friszke, Warszawa: Wyd. Krytyki Politycznej, 2014./

Propagandowa narracja władz PRL. Źródło www.dzieje.pl

   W tym samym czasie następowały konsekwencje reformy administracyjnej z 1975 roku, która zniosła powiaty i powołała aż 49 województw. /Ustawa z 28 V 1975 r. o dwustopniowym podziale administracyjnym państwa/Władze dążyły do centralizacji i pełnej kontroli nad organizacjami społecznymi, w tym także kombatanckimi. W praktyce oznaczało to likwidowanie lub „przesadzanie” mniejszych kół i stowarzyszeń, często bez konsultacji z członkami. Takie działania miały usprawnić nadzór polityczny, a zarazem eliminować inicjatywy uznane za zbyt niezależne ideowo. /R. Wnuk (red.), PRL i pamięć. Polityka historyczna władz komunistycznych, Lublin–Warszawa 2014/

   W tym kontekście należy rozpatrywać decyzję z lutego 1976 roku o rozwiązaniu Koła ZBoWiD w Opatówku i włączeniu jego członków do koła w Kaliszu. Była to typowa dla ówczesnej praktyki próba centralizacji i administracyjnego podporządkowania działalności kombatanckiej.
Po reformie administracyjnej z 1975 roku Kalisz stał się stolicą nowo utworzonego województwa kaliskiego. Wiązało się to z rozbudową struktur partyjnych i administracyjnych: powołano Komitet Wojewódzki PZPR w Kaliszu, a w poszczególnych gminach – jak Opatówek – działały Komitety Gminne PZPR. Struktury te miały nie tylko funkcje administracyjne, ale także kontrolne wobec życia społecznego, kulturalnego i kombatanckiego.


oprac. Dominika Pawlikowska